W poszukiwaniu nowoczesności (swoich czasów) koniecznie trzeba zatrzymać na chwilę przy osobie, która zmieniła sposób rozumienia tego, czym jest fabryka. Wprowadzona przez Forda taśma produkcyjna była fundamentalną zmianą jeśli chodzi o sposób organizacji pracy w fabryce. Fabryka to jednak nie wszystko, bo Ford miał większe ambicje: chciał kształtować życie swoich robotników w racjonalny sposób. Więc nie będzie dzisiaj o fabrykach, tylko o robotnikach Forda.
Jakiś czas temu przeczytałem książkę Grega Grandina Fordlandia. Henry Ford i jego miasto-państwo w amazońskiej dżungli, której polskie wydanie ukazało się nakładem Świata Książki w 2012 roku. Nie było to chyba specjalny sukces wydawniczy (a szkoda!), ale dzięki temu książkę tę możecie obecnie kupić w jakichś abstrakcyjnych cenach (5-8 złotych nawet).
Nowy człowiek
Nie jest to specjalnie znany fakt, ale Henry Ford był nie tylko przemysłowcem, a raczej był przemysłowcem „przy okazji”. Szef zespołu spraw pracowniczych w koncernie Forda opisywał to tak:
Panuje opinia, że Forda całkowicie i bez reszty pochłania produkcja samochodów. Nie jest to prawda. Ford wypluwa ze swych fabryk około tysiąca pięciuset samochodów dziennie właściwie po to, aby się ich pozbyć. One stanowią produkt uboczny jego zainteresowań i działalności. Tym co go naprawdę interesuje, jest proces modelowania i kształtowania osobowości człowieka.
W swoich przedsiębiorstwach Ford faktycznie usiłował na tego człowieka wpływać. Pierwszy powód był bardzo prosty – im bardziej skomplikowane były jego fabryki (a z czasem takie właśnie się stawały), tym większy koszt trzeba było ponieść w przypadku zatrudniania nowych pracowników. Wbrew pozorom, nie było to tylko przykręcanie śrubek. Fordowi zwyczajnie nie opłacało się zwalniać jednych i przyjmować innych ludzi. Zależało mu także, żeby przychodzący do pracy robotnicy byli wypoczęci i chętni do pracy.
Aby zapewnić sobie odpowiednią podaż siły roboczej, Ford radykalnie podniósł płace (do 5 dolarów za dzień, czyli dwa razy więcej niż konkurencja) oraz wywierał silny wpływ na życie pozazawodowe swoich pracowników. Chciał doprowadzić do sytuacji, w której będą mieli stabilne życie rodzinne, czyste domy, wygodne miejsca do spania, zawsze świeże ubrania… Oczywiście głównie po to, żeby pracować lepiej.
Niektóre pomysły Forda robią wrażenia i dzisiaj. Za jego czasów nie znano jeszcze ekonomii behawioralnej, ale Ford dobrze by się w niej odnalazł. Jak sprawić, żeby ludzie chodzili w czystych rzeczach i nie oszczędzali na praniu? Bardzo prosto – wystarczy zaoferować im tę usługę. Dla pewności za tę usługę będzie się potrącać drobną kasę z pensji… wszystkim, nie tylko tym, którzy z niej korzystają. Więc trochę głupio nie korzystać…
Kauczuk
Z punktu widzenia przemysłu samochodowego, jednym z najbardziej strategicznych zasobów był kauczuk. O ile podaż pozostałych materiałów dała się kontrolować w sposób względnie prosty (chociażby przez zwiększenie produkcji stali czy pozyskiwania drewna), o tyle kauczuk leżał całkowicie poza łańcuchem wytwórczym przedsiębiorstwa Forda. Jeszcze w I połowie XX wieku pozyskanie kauczuku nie było procesem łatwym:
Brazylijski kauczukowiec osiąga nawet 30 metrów wysokości (…) To bardzo stary gatunek drzew (…) Seringueiros, leśnicy nacinający drzewa kauczukowe, mieszkali w szałasach z rodzinami, często jednak żyli samotnie w dżungli rozproszeni wzdłuż rzeki przy rozciągających się na wiele kilometrów gajach kauczukowców o stu lub dwustu drzewach. Wcześnie rano, przed wschodem słońca, kiedy z naciętej kory drzew lateks spływał do przytroczonych do pni naczyń, seringueiros dokonywali pierwszego obchodu. Po powrocie do szałasu suszyli lateks na piecu zbudowanym na klepisku w dymie z orzechów kokosowych, niezwykle szkodliwym dla zdrowia. Trwało to do momentu, aż się uformowała wielka czarna kula kauczuku, ważąca od czterdziestu do siedemdziesięciu kilogramów. Wtedy zanosili ją do faktorii i oddawali kupcom jako zapłatę za dzierżawę ziemi bądź zakupione na kredyt produkty. (…) Niewiarygodna powolność spływających do zardzewiałego i podniszczonego pojemnika przytroczonego do pnia kauczukowca kropel białej cieczy niewyobrażalnie różniła się od wartkiego ruchu zsynchronizowanej linii montażowej w zakładach samochodowych Forda.
Fordlandia
I tutaj, cały na biało, wjechać miał Henry Ford. Zadanie było wymarzone, bo z jednej strony miało doprowadzić do uniezależnienia się całego koncernu od zewnętrznego dostawcy, z drugiej – niosło ze sobą wielki potencjał cywilizacyjny. Bo właśnie idea niesienia w świat racjonalizmu i amerykańskiej wersji ładu społecznego była tym, co napędzało Forda. Zależało mu nie tylko na tym, żeby posiadać plantacje kauczukowców. Chciał w dzikim miejscu stworzyć forpocztę cywilizacji: równą siatkę ulic, białe domy z ogródka, przedszkola, szkoły i szpitale. Trochę jak pierwsi amerykańscy osadnicy – zacząć wszystko od nowa i stworzyć wzorcowe społeczeństwo.
I o tym głównie jest Fordlandia – o próbach zmierzenia się z dziką przyrodą (której uosobieniem jest dżungla), z ludzkimi słabościami, z oczekiwaniami rynków. To także opowieść o tym, jak bardzo nieracjonalna potrafi być racjonalność.
Bardzo zachęcam do poczytania o tym, jak trudnego zadania podjął się Ford oraz jak wiele błędów zostało przy tym popełnionych. Właściwie trudno znaleźć jakiś, którego nie popełniono: najgorsza możliwa lokalizacja, niewzięcie pod uwagę opinii fachowców, zatrudnienie ludzi o wątpliwych kwalifikacjach, zarządzanie od kryzysu do kryzysu, całkowita ignorancja jeśli chodzi o specyfikę lokalnej przyrody… Aż trudno uwierzyć, że cała ta akacja trwała tak długo. Potwierdza to tylko, że poza wymiarem biznesowym Fordowi chodziło o coś większego.
Na koniec
Kupowałem tę książkę licząc na dużo większy wymiar urbanistyczny. Przecież ta Brazylia zobowiązuje. Ale to nie jest książka o urbanizacji i o mieście. Nie znaczy to, że nie ma tego tutaj. Oznacza jedynie, że inaczej rozłożone są akcenty. Fordlandia to opowieść o próbie budowy utopijnej społeczności oraz próba krytycznego spojrzenia na biografię Henry Forda. Historia miasta w dżungli jest opowieścią o fordowskich nadziejach i obawach, o tym kim chciał się stać, kim był i jaką cenę zapłacili za to inni. To także
Bardzo nieoczywista jest ta książka. Łatwo określić poglądy Forda (zwłaszcza te późne) jako reakcyjne i połączone z radykalnym antysemityzmem. Tak było, a proces ten narastał w czasie. I to jest bardzo niefajna twarz Forda – człowieka pamiętliwego, złośliwego i przekonanego, że zawsze ma rację.
Z drugiej strony jego idee (jakkolwiek kwestionować można ich moralność) doprowadziły do tego, że faktycznie udało mi się radykalnie poprawić los robotników. Wyższe pensje, regularne badania lekarskie, oświata… to wszystko było forpocztą nowoczesności, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę amerykański kontekst. Właśnie to powoduje, że mam dla Forda wiele szacunku, bo swoim myśleniem wyprzedził jednak epokę.
Bardzo polecam, szczególnie osobom zainteresowanym historią. To jest kolejna rzecz o tym, że mimo że niby wszystko się zmieniło, tak naprawdę przez ostatnie 100 lat człowiek zupełnie się nie zmienił.