Poszukując rozwinięcia idei nowego modernizmu, oczywistym było dla mnie, że w istotnej części będzie on powiązany z szeroko rozumianymi tematami społeczno-gospodarczymi. A ponieważ wiem, że obszar ten w ciągu ostatnich kilku lat zaniedbywałem, zdecydowałem, że poświęcę trochę czasu na jego odświeżenie. Właśnie dlatego czytałem i pisałem o książkach Sowy i Braudela. Do tej samej kategorii trafił u mnie Kapitalizm. Historia krótkiego trwania – Kacpra Pobłockiego wydany przez Fundację Bęc Zmiana.
Zabierałem się do tej książki trochę z obowiązku. Hype jaki pojawił się bezpośrednio po jej publikacji (przynajmniej w mediach, które czytuję) sprawił, że od początku byłem nastawiony do niej sceptycznie. Patrząc na objętość oraz tytuł, spodziewałem się – czy ja wiem? – strumienia świadomości warszawskiego lewactwa spod znaku latte na sojowym mleku, popijanego przy kawiarnianej dyskusji w Starbucksie (na temat nierówności). Albo jakiegoś kultu Piketty’ego. No i powiedzmy sobie jasno – bardzo się pomyliłem.
niniejsza książka nie została napisana w duchu krytycznym. Nie zamierzałem prowadzić moralnej krucjaty przeciw kapitalizmowi – chciałem raczej pokazać, jak działa współczesna gospodarka i skąd się wzięła. (…) Większość krytyk kapitalizmu nie pomaga odbudować sprawczości ekonomicznej, a zamiast tego pozwala na okopanie się w intelektualnej wieży z kości słoniowej.
Chciałoby się powiedzieć – amen.
Kapitalizm, czyli co?
U Pobłockiego wyraźnie pobrzmiewa fascynacja historią gospodarczą prezentowaną chociażby przez Braudela (o którym pisałem tydzień temu). Nie jest to jednak miłość ślepa, bo Pobłocki pewne rzeczy przyjmuje, ale sporo ocenia krytycznie. Zresztą krytycyzm w stosunku do autorytetów jest tutaj wyraźnie widoczny. Mimo podobnego punktu wyjścia, Pobłocki polemizuje z poglądami Piketty’ego, Sowy czy Ledera. Nie jest to jakaś polemika specjalnie brutalna, po prostu jego oceny są nieco bardziej radykalne.
Czy książka ma jakąś główna oś narracyjną? Zaczynając we współczesności, zabiera nas Pobłocki w odległą przeszłość (VIII-IX wiek, a nawet czasy rzymskie. To nie jest jednak praca historyczna. Kapitalizm jest książką o współczesności i przyszłości, a odniesienia do przeszłości pojawiają się po to, żeby wyjaśnić pewne zjawiska.
Kapitalizm definiuje Pobłocki jako system społeczno gospodarczy opierający się na dwóch założeniach: stałej stopie zwrotu z kapitału nie niższej niż 5% oraz na stałym wzroście gospodarczym nie niższym niż 3%. Tylko tyle i aż tyle! Kapitalizm jest więc rodzajem przekonania, że w długiej perspektywie udaje się utrzymywać stały (permanentnie!) wzrost gospodarczy. Kapitalizm w takim ujęciu, ma więc nieco ponad 100 lat i niechybnie zmierza do końca.
Perspektywa Pobłockiego zdecydowanie zmienia rozkład akcentów na świecie. To co wydaje się nam fundamentem nowoczesności (a co określa on mianem okcydentalizmu), na tle dłuższej historii (operującej tysiącami, a nie dziesiątkami lat) pojawia się jako ledwie mgnienie. Przyszłość światowej gospodarki dostrzega Pobłocki wyraźnie w Krajach Południa, a to czego jesteśmy obecnie świadkami to przemijanie okresu dominacji amerykańskiej (podobnie jak kiedyś przeminęły dominacje: włoska, holenderska czy angielska). Także przyszłość miast zdeterminowana będzie przez miasta Południa, co akurat niespecjalnie mnie dziwiło, bo widzę to podobnie (dlatego tak podobały mi się kiedyś Radykalne miasta czy historie o transformacji Afryki).
Tajna historia Piastów
W poszukiwaniu istoty kapitalizmu (celowo nie napiszę tutaj, co nią jest) Pobłocki prezentuje naprawdę odjechaną (ale spójną i – przynajmniej dla laika – udokumentowaną) historię alternatywną. Pomijając wątki światopoglądowe, początki państwa Piastów wyglądają nieco inaczej. Zdaniem Pobłockiego zostało ono zbudowane (główne grody) w ciągu około 40 lat (czyli za czasów jednego pokolenia), a dokonała tego elita Państwa Wielkomorawskiego, która po jego upadku przeniosła się na północ i podbiła okolice Gniezna. Chrześcijaństwo zostało przyjęte przez Mieszka około 940 roku, a to co uważa się za chrzest Polski było rodzajem publicznego spektaklu. Gospodarka wczesnopiastowska opierała się na handlu niewolnikami, którzy byli masowo transportowani na południowy wschód, do Azji Środkowej. Przyczyną tego była seria epidemii dżumy, która w IX wieku nawiedziła najbardziej zurbanizowane tereny ówczesnego świata (muzułmańskie, tak się składa) i która wytworzyła dodatkowy popyt na niewolników.
Państwo Piastów nie powstało więc w drodze ewolucji, a rodzaju narzucania pewnej alternatywnej organizacji społecznej. Najważniejszy jednak wniosek jest taki: zalesione tereny obecnej Polski były dość gęsto zaludnione (inaczej trudno byłoby masowo eksportować niewolników), natomiast wspólnoty te nie tworzyły struktur państwowych. Wyodrębnienie się państw, jawi się więc jedynie jako jedna z możliwości rozwoju historii. Wbrew temu, co za pewnik przyjmowali dotychczasowi badacze przeszłości (głównie europejscy), bardzo kiedyś powszechna organizacja bezpaństwowa nie była niższym stopniem organizacji społecznej, której jedynym celem było przekształcenie się w struktury państwowe.
Problemem jest to, że obecna narracja została na narzucona przez piszących historię (chwilowo – przedstawicieli Zachodu). Czy jednak w perspektywy długoterminowej nie nastąpi coś w rodzaju zmierzchu zachodu? Z mojej perspektywy, już następuje, czego przykładem może być chociażby początek nowej Wędrówki Ludów (tym razem z Południa na Północ). Spostrzeżenia Pobłockiego są naprawdę ciekawe i warte przemyślenia. Idea struktur bezpaństwowych i koncepcja quasi-demokratycznej władzy jest mi bliska i zbieżna z istotą władzy służebnej – fundamentem wspólnotowego podejścia. Będę ten wątek rozwijał wkrótce (ale jeszcze nie dzisiaj).
Na koniec
Następny wniosek jest jednak bardziej radykalny: a co, jeśli kapitalizm (w rozumieniu systemu permanentnego wzrostu) nie jest naturalnym kierunkiem przekształceń społecznych i gospodarczych? O ile dla Braudela wszelkie struktury proto-kapitalistyczne prowadziły bezpośrednio do kapitalizmu, o tyle u Pobłockiego, jest to tylko jedna z możliwych dróg. To co u Braudela jest jakoś zarysowane, u Pobłockiego wybrzmiewa do końca – „gospodarka rynkowa” jest zasadniczo różna od „kapitalizmu” (sic!). Utożsamiając jedno z drugim popełniamy duży błąd. Rynek nie jest tożsamy z kapitalizmem. Więc może krytyka kapitalizmu, nie jest krytyką gospodarki rynkowej?
Nie chciałbym nadużywać kwantyfikatorów, ale Kapitalizm. Krótka historia trwania to jedna z najlepszych książek społeczno-ekonomicznych ostatnich lat, jeśli nie najlepsza. Jest zaprzeczeniem wszystkiego, co mówi się o polskim świecie akademickim. Jest świetnie napisana, jest przekrojowa, jest obsypana przypisami, a tam gdzie trzeba – jest dyskusyjna. Ale przede wszystkim nie jest jedynie kompilacją różnych tekstów i poglądów, tylko samodzielnym bytem, stawiającym interesujące, chociaż kontrowersyjne tezy. Porównując ją do literatury zagranicznej (ach ta post-kolonialna mentalność!), nie widzę zasadniczej różnicy – mogłaby ukazać się w dowolnym, uznanym wydawnictwie ekonomicznym czy społecznym.
Ta książka będzie dla Was fascynująca, niezależnie od tego czy interesujecie się: ekonomią, polityką, historią gospodarczą, innowacjami społecznymi, zagadnieniami nierówności dochodowej i majątkowej, urbanistyką czy istotą kryzysów gospodarczych. Szczególnie ten ostatni element jest u Pobłockiego świetnie pokazany. Pierwsze rozdziały tej książki to chyba najlepsze (i naprawdę przystępne) wyjaśnienie powodów kryzysu roku 2008. Nawet jeśli niespecjalnie Was to kręci, to zrozumienie jak działają współczesne rynki finansowe oraz handel instrumentami pochodnymi jest wyjątkową szansą.
Powiedzmy to jasno: mimo swojej objętości, tę książkę się czyta. I to jak! Gwarantuje, że będzie sobie ją reglamentować, żeby na dłużej starczyło. Do tego jest świetnie napisana, a na dodatek (w przeciwieństwie do Fantomowego ciała króla), nie ma tam słowa o analizie lacanowskiej. Naprawdę!