No nie przypuszczałem że to nastąpi, ale stało się – zdecydowałem, że blog zacznie żyć też w social mediach. Do tej pory skrót SM kojarzył mi się zupełnie inaczej, ale może pora to zmienić. Jako że jestem obdarzony dość krytyczną refleksją na temat szeroko pojętego SM, uważam że jestem winny czytelnikom kilka słów wyjaśnienia. Social dokładam z dwóch powodów. Jeden mnie zmiększył, a drugi
rozkwasił przekonał. Tym co mnie zmiękczyło, są statystyki. Od jakiegoś czasu widziałem, że różnego typu aktywności w socialu (nawet najdrobniejsze) przekładają się na ruch na blogu, a rosnące liczby też trochę motywują do pisania. Poza aspektem rozwojowym (uczę się, kiedy piszę), publikuję też tutaj trochę edukacyjnie, licząc że zmienię świat. A łatwiej go zmienić, jeśli będzie się mówić do większej liczby osób.
Elementem, który sprawił że faktycznie się tematem zainteresowałem, była wiadomość od jednej z Czytelniczek, skarżącej się na trudności w regularnym dostępie do nowości na blogu. Faktem jest, że pojęcie „nowości na blogu” funkcjonuje od niedawna (bo wcześniej był on nieco opuszczony), ale jednak są i mam nadzieję, że jest to zwrot bardzo przyszłościowy. No więc po informacji od użytkownika postanowiłem sprawę zinwestygować, albowiem już podczas krótkiej wymiany wiadmości z rzeczoną użytkowniczką wykazałem się zasadniczymi brakami w wiedzy podstawowej (żeby nie powiedzieć indolencją). Moje wewnętrzne przekonanie o tym, że wiem co robię zostało zrujnowane w ciągu 30 sekundowej rozmowy z fachowczynią od sociala. Wtedy wiedziałem już, że faktycznie mam co robić i że nawet jeśli ktoś chce w miarę regularnie czytać to co piszę, to musi się o to postarać.
Od kilku lat moja praca polega na przekonywaniu innych – najczęściej umiarkowanie niechętnych osób – żeby w celu ułatwienia życia swoim użytkownikom, zaczęli robić coś inaczej. Tym czymś może być przeprojektowanie produktu, zmiana procesu, odejście od założeń biznesowych czy nawet inny niż zwykle sposób komunikacji. Bardzo lubię swoją robotę i nawet uważam, że w miarę dobrze ją robię… aż tu nagle odkryłem, że sam mam sporo za uszami i że sam muszę coś u siebie pozmieniać. Pisałem niedawno o konieczności porzucenia swojej strefy komfortu w celu rozwoju, no więc będę miał okazję 🙂 Jak sie to mówi: practice what you preach… 🙂 Miałem nawet pomysł, aby wrzucić jakiś złośliwy obrazek, ale uznałem że skoro innych ganię za negatywne podejście do robienia różnych nowych rzeczy (i jeszcze cały czas wymagam optymizmu) to sam nie mogę być gorszy.
Nie ukrywam, że wejście w social media czynię ze sporą obawą, mam bowiem do nich stosunek dość krytyczny, podobnie zresztą jak do całego internetu. Jednocyfrową grupę stałych czytelników chciałbym zapewnić, że planuję utrzymać dotychczasowy sposób prowadzenia bloga – teksty nie będą więc krótsze. Swoją drogą to miałem kiedyś konto na FB, daaawno temu, kiedy zajmowałem się czymś co poprzedzało obecny social i FB był małym serwisikiem ze śmiesznymi aplikacjami. Usiłowałem wtedy prowadzić przez niego bloga, ale się nie dało – ogranicznia w długości tekstu były załamujące. Tak więc nie będę się dostosowywał treściowo do serwisów społecznościowych, ale będę starał się skorzystać z tego, co dają do prezentowania tam innych treści. Tak przynajmniej jest plan.
Na koniec proszę więc o wybaczenie za różnego rodzaju błędy, naruszenia netykiety (czy ktoś pamięta jeszcze, co to jest???) czy zdrowego rozsądku. Jestem już w wieku, w którym o memach dowiaduję się z rocznych podsumowań na gazeta.pl, a moje ogranięcie technologiczne nigdy nie pozwoliło mi na aktywne korzystanie z RSSów 🙂 Wszystkie obecne serwisy przerastają mnie ogólnie we wszystkim, więc będzie ciekawie 🙂