Prowadziłem ostatnio krótkie warsztaty dla grupy znajomych (no, niezupełnie znajomych, ale po warsztatach już się znamy). Same warsztaty wypadły całkiem OK, grupa była zaangażowana, realizowała zadania, kreatywnie podchodziła do stawianych wyzwań i wszystko było super. Do czasu.
Momentem prawdy było moje podsumowanie oraz sugestia, żeby spojrzeć na te wypracowane wspólnie rzeczy jako na materiał nie teoretyczny, ale gotowy wsad funkcjonalnych do dalszych prac na aplikacją. Potem wspomniałem jeszcze o przeprowadzeniu badań i sielanka się skończyła. Widziałem spojrzenia uczestników, którzy żyją już launchem swojego produktu. Są przekonani, że to co mają w tej chwili (lub wkrótce będą mieć) jest naprawdę dobre i można to sprzedawać. Mój ogląd sprawy jest nieco inny: kiedy projektowałem tę aplikację zgodnie z otrzymanymi założeniami (jakieś pół roku temu), oddając koncepcję przekazałem również informację, że to jest źle zaprojektowana aplikacja. Jej zły projekt wynika ze złych założeń, a te są wynikiem braku spojrzenia na nią oczami użytkownika końcowego. Miałem nadzieję, że przeprowadzone przeze mnie warsztaty okażą się pomocne w wypracowaniu poprawionych wymagań, a w szerszym ujęciu – że uda się ten projekt przeprowadzić raz jeszcze, tym razem zgodnie z założeniami projektowania skoncentrowanego na użytkowniku.
Jak dotąd jest 1:0 dla teamu projektowego – nie dali się przekonać. Wysuwali wszystkie możliwe argumenty, które z ich punktu widzenia przemawiają za projektem w obecnej formie, a z mojego punktu widzenia – są zwiastunami poważnych problemów z aplikacją. Nie mówię tutaj oczywiście o rozwiązaniach technologicznych, a o kwestiach szeroko rozumianego UX i dostarczania czegoś, co rozwiązuje problemy.
Słuchając tych ludzi słyszałem siebie sprzed mniej więcej roku – skupienie na wyniku finansowym, przekonanie o własnej nieomylności, chęć dalszego rozbudowywania aplikacji, snucie wizji strategicznych przy braku myślenia w kategoriach taktycznych. Zobaczyłem po raz kolejny, że mentalnie zaakceptowanie podejścia UXowego jest naprawdę trudne, że to jest faktyczne zaprzeczenie tego co się robiło do tej pory. Zaczynam o tym zapominać, bo na co dzień stykam się z ludźmi już mocno UXowo potraktowanymi, którzy nauczyli się nawet jeśli nie wierzyć w to do końca, to przynajmniej dawać szansę temu myśleniu.
I powstaje pytanie jak u Sapkowskiego: czy istnieje granica możliwości? Bo może jest takie miejsce, do którego nie da się dotrzeć, które zawsze pozostanie nieosiągalne dlatego, że jest mitem lub legendą? Dla moich uczestników, mityczny był właśnie UX i badania – nie mogli po prostu uwierzyć, że te rzeczy mają na wyciągnięcie ręki i że nie musi to kosztować wielkich pieniędzy. Mam nadzieję, że kiedyś odkryją prawdę.