
Trafiłem kiedyś na potencjalnie interesujący tytuł – Spektakl i modernizacja. Miasta włoskie w okresie faszyzmu 1922-1945. A jako że kiedyś czytałem biografie Mussoliniego i uświadomiła mi ona, że o faszystowskich Włoszech wiedziałem bardzo niewiele, to pomysł na uzupełnienie tej wiedzy o kontekst miejskości, brzmiało bardzo interesująco. A kiedy zacząłem czytać, to po 10 stronach wiedziałem, że ta to jest perła.
Miasto w faszyzmie
Spektakl i modernizacja jest opowieścią o roli jaką miasto i miejskość odgrywały w funkcjonowaniu faszystowskiego państwa.
Tematem książki jest miasto – mitotwórczy aparat wpływający w codziennym doświadczeniu na zbiorową wyobraźnię; miasto – sprawna maszyna ułatwiająca komunikację i „przepływ mas”; miasto – „zdrowy organizm” (…); miasto – na „ziemiach zamorskich” wyrażające prawo do podbitego terenu, sugerujące, podkreślające „różnice kulturowe”; miasto – przedmiot debaty toczonej zarówno wśród przedstawicieli władzy jak i w kręgu urbanistów, architektów, inżynierów, higienistów, statystyków.
Autorowi udało się napisać książkę, która – będąc w sumie monografią urbanistyczną – jest jednocześnie szerszym spojrzeniem na rolę architektury i urbanistyki w kształtowaniu postaw społecznych. Bo o ile moderniści zawsze mieli chrapkę na wpływ na ludzkie zachowania, a konkretnie na ich modyfikację poprzez własne projekty, o tyle historie włoskie pokazują, jak modernizm i faszyzm się uzupełniały, jak dawały sobie siłę i jak te zachowania usiłowały kształtować.

W tym miejscu pora na zastrzeżenie – kiedy piszę o faszyzmie, piszę o włoskim ruchu społeczno-politycznym. Nie piszę o tym, jak idea ta została przetransformowana i zawłaszczona przez hitlerowskie Niemcy (nazizm). To ważne, bo słowa „faszystowski” używa się często jako synonimu nazizmu, a to jednak różnica.
Nowoczesność i modernizacja
Lektura tej książki dała mi mnóstwo, ale najważniejsza jest chyba jedna rzecz – pokazała faszyzm jako ideologię radykalnej nowoczesności. O ile wcześniej postrzegałem ruchy faszystowskie w kategoriach nowoczesności politycznej (swego rodzaju aklasowość, marketing polityczny) i wyraźnego konserwatyzmu (nazizm, frankizm), o tyle perspektywa włoska jest inna. Bo na nowoczesność faszyzm włoski nakłada skrajnie pragmatyczne podejście do formy. Z tej perspektywy, społecznie progresywny (w pewnym wymiarach) narodowy socjalizm, w zestawieniu z włoskim faszyzmem jest ruchem konserwatywnym, czego przykładem może być chociażby stylistyka państwowa czy los Bauhausu.
Mussolini, wprowadzając w połowie lat dwudziestych program faszyzacji i kontroli nad kulturą, nie zakazał artystom i architektom eksperymentów formalnych. Nie zrobił tego, co po 1933 roku uczynili naziści, a niemal w tym samym czasie Stalin – nie wprowadził oficjalnego programu polityki kulturalnej, nie wyznaczył oficjalnej państwowej estetyki. Nie skazał włoskich awangardzistów na emigrację i nie wysłał ich do obozów.
Zastanawiam się, czy późniejsze sukcesy włoskiego wzornictwa nie są także pochodną tych decyzji Mussoliniego. Bo jednak środowiska twórcze były w stanie pracować na swego rodzaju poczuciu ciągłości – ciągłości, której w wyniku decyzji politycznych zabrakło w Niemczech czy Związku Radzieckim.
Opisując rolę Mussoliniego (ale nie tylko, bo także ideowego bagażu ruchu faszystowskiego), Burno wyraźnie podkreśla ich skrajnie nowoczesny, inkluzywny charakter. To właśnie ta inkluzywność i skrajny pragmatyzm pozwalały włoskiemu faszyzmowi na korzystanie ze stylistyk teoretycznie krańcowo od siebie odległych, w tym na flirt z dość przecież antysystemowym – futuryzmem.
Relacja awangardy z faszyzmem były bardzo bliskie. (…) Można nawet mówić o wzajemnych wpływach faszyzmu i awangardy; kulturalna i polityczna rewolta przenikały się w państwie faszystowskim bardzo wyraźnie (…). Z estetyki futurystycznej faszyści czerpali prawie do końca panowania reżimu, nie wahali się także korzystać z eksperymentów formalnych rosyjskiego konstruktywizmu.
Spektakl i modernizacja
Mam sporo znajomych regularnie odwiedzających Włochy, między innymi ze względu na wyjątkową urokliwość tamtejszych miast i miasteczek. Sielankowe obrazki małych placyków, wyraźnych pierzei, kampanili znamy przecież wszyscy. I wszyscy zachwycamy się ich skalą i malarskością i taką idealną miejskością, w znacznej części stworzoną/wzmocnioną przez faszystowską politykę romanizacji (rozumianej jako bezpośrednie nawiązanie do epoki starożytnego Rzymu), a realizowaną przez politykę diradamento:
stopniowe, punktowe porządkowanie centrów miast historycznych; nie gwałtowane interwencje, a raczej pewne poprawki wprowadzane w starych strukturach, np. tworzenie małych placów ze skwerami.
Bo faszyzm wyraźnie wpływał jednak na przestrzeń. Do tej pory nie napisałem jednak o najważniejszym – o głównej potrzebie tak powszechnej ingerencji w przestrzeń miejską. Wszystkie systemy autorytarne szukają swojej legitymizacji (częściowo chociażby) w monumentalnej, lub przynajmniej „państwowej” architekturze (pisałem o tym przy okazji recenzji Kompleksu gmachu). Jednak we Włoszech było nieco inaczej.
Słabo znając założenia ruchu faszystowskiego, nie uświadamiałem sobie, jak wielkie znaczenie dla włoskiego faszyzmu miały miejskie spektakle. Można powiedzieć, że właśnie ten teatralny/masowy charakter faszyzmu wymuszał zmiany w przestrzeniach miejskich. Oczywiście, liczył się też motyw monumentalizmu, ale przede wszystkim miasto miało być sceną regularnych politycznych przestawień.

Przedstawienia te (a właściwie ich opisy) robią wrażenie. To nie są jakieś marsze z pochodniami. To są realizowane z ogromnym rozmachem, przedstawienia typu światło i dźwięk, będące nieledwie spełnieniem marzeń futurystów. O ile teraz takie przedstawienia mogłyby być dziwnie odbierane, o tyle niecałe 100 lat temu były faktyczna forpocztą nowoczesności: zaawansowane systemy nagłośnienia (wszechobecne głośniki), samochody, samoloty, neony i reflektory. Do tego muzyka i komentarz prowadzącego… Trudno dziwić się potem, że dla współczesnych ruch faszystowski był ruchem modernizacyjnym – przekaz, który odbierali był bardzo jednoznaczny: nowoczesność nadchodzi i nowoczesnością są faszyści.

Na koniec
Spektakl i modernizacja to książka z pogranicza kilku dziedzin: historii sztuki, historii idei, urbanistyki, architektury, socjologii. To szerokie spojrzenie jest jej wielką siłą, bo tematy wymagające komentarza, mimo że pozornie odległe (bo z innych dziedzin) ten komentarz dostają.
W książce Filipa Burno znajdziecie rewelacyjne zdjęcia. Jest ich dużo i – przynajmniej dla mnie – były one wcześniej zupełnie nieznane. Jednocześnie jakość prezentowanej tam architektury zachwyca. Jeśli bliska jest Wam estetyka modernizmu lat trzydziestych, te rampy, pasmowe okna, kręcone schody i styl okrętowy, to będziecie sycić tutaj oczy. Dużo jest też reprodukcji twórczości propagandowej, i – warto to zaznaczyć – ta propaganda jest nowoczesna… Sama figura Mussoliniego – charakterystyczna i zapadająca w pamięć – jest obiektem różnego rodzaju eksperymentów formalnych, których wyniki też tutaj znajdziecie.
Oczywiście sam Spektakl i modernizacja to znacznie więcej niż tutaj przedstawiłem. Starając się skupić na tym co dla mnie ważne (modernizm, modernizacja, awangarda) nie referowałem tutaj świetnych rozdziałów poświęconych programowi modernizacji Rzymu, wewnętrznej akcji kolonizacyjnej czy polityce zachęcania do mobilności. Ale to wszystko w tej książce jest!
Filip Bruno pisze bardzo lekko, a od książki nie można się oderwać. Podziwiam też ogrom wykonanej pracy: mnóstwo źródeł i dokumentacji. Kawał świetnej roboty!