Bardzo lubię czytać klasyczne dzieła humanistyczne. Wiem, że w tej swojej do nich miłości jestem dość odosobniony, ale jakoś niespecjalnie mi to przeszkadza. I tak całkiem niedawno uświadomiłem sobie, że kupiona kilka miesięcy temu Galaktyka Gutenberga jakoś tak niesympatycznie pokrywa się kurzem. A że ta książka Marshalla McLuhana uchodzi za jego opus magnum, to wiadomo było, że kiedyś trzeba będzie ją przeczytać. No to przeczytałem.
Galaktyka Gutenberga
Polskie wydanie otwiera prawie 30 stron wstępu oraz komentarza zespołu redakcyjnego. No i wiadomo jest, że człowiek chce od razu poużywać sobie w tekście główny, a te wstępy to kto by tam czytał… Dziękuję Opatrzności, że jednak je przeczytałem PRZED lekturą, bo pomogły mi zrozumieć okoliczności i sposób powstawania tej książki, bo te rzeczy naprawdę mają wpływ.
Galaktyka Gutenberga to nie jest łatwa książka. Lubię o sobie myśleć jako o humaniście, osobie która coś tam czytała i jakoś ogarnia i historię i trochę kulturę. No, ale McLuhan z tego mojego humanistycznego dobrostanu mnie wybił. Bardzo zazdroszczę osobom, których Galaktyka Gutenberga nie pokona i nie doprowadzi do przekonania, że jednak wydawało im się, że ogarniają humanistykę i klasykę. Bo McLuhan żongluje wszystkim: nazwiskami, cytatami, datami, wydaniami i klasykami. Cytat goni tam za cytatem, ale nie są to te cytaty najbardziej oklepane. Jeśli jest Szekspir, bo nie z Hamleta czy Romea i Julii jadą cytaty, tylko z Troilusa i Kresydy czy Króla Leara. A Szekspir to jeszcze pół biedy…
I na to wszystko nakłada się forma. Ktoś to gdzieś pięknie opisał, że to Galaktyka mam formę Ulissesa. No cóż, na początku sądziłem że to przesada, ale z perspektywy lektury całości powiedziałbym, że nawet jeśli, to niewielka. Bo to naprawdę jest strumień świadomości i ciągłe przeskakiwanie z tematu na temat, z dywagacji na dywagację. Co ciekawe, ta książka nie ma klasycznego podziału na mniejsze części – tutaj nie ma rozdziałów. To jest jeden lity tekst, który co pewien czas jest przerywany pełniącymi rolę nagłówków zdaniami. Zwracam uwagę, że to nie są klasyczne rozdziały ani tytuły, bo te zdania stanowią integralną część narracji książki. I tak to sobie idzie przez 450 stron.
Zabawne, że w jednym z tekstów zamieszczonych w Triumfie typografii (wpis gotowy, czeka na publikację) wprost pojawia się odniesienie do wyzwania jakim dla typografia jest złożenie Galaktyki Gutenberga właśnie. I dokładnie o te nagłówko-rodziały chodzi.
Tworzenie człowieka druku
Podtytuł tej książki brzmi Tworzenie człowieka druku i jako książkę o powstawaniu idei druku ją zamierzałem czytać. Ale ta książka opowiada o tworzeniu człowieka druku od zupełnie innej strony. Mam jednak problem z prostym opisaniem o czym to jest konkretnie.
Przede wszystkim McLuhan oddziela człowieka piśmiennego od człowieka oralnego. To jest fundamentalny podział i najważniejszy element jego koncepcji. Człowiek oralny to człowiek żyjący w sposób przedpiśmienny ze wszystkim wadami i zaletami. No właśnie, czy taka przedpiśmienność ma jakieś zalety? Zdaniem McLuhana ma i to sporo. Korzystanie z pisma/druku coś daje, ale także sporo zabiera. Tym co wraz z piśmiennością zanika jest chociażby rodzaj społecznej pamięci przekazywanej w formie opowieści/mitów. Wprowadzenie pisma alfabetycznego zmienia także sposób postrzegania świata i wpływa na nasze procesy myślowe. McLuhan podkreśla, że istotą rewolucji która dokonała się w Europie jest połączenie się ze sobą dwóch odkryć: pisma alfabetycznego oraz ruchomej czcionki (potocznie: druku).
O ile w innych czytanych przeze mnie książkach rozwój drukarstwa pokazywany jest w perspektywie przemian gospodarczych i politycznych, u McLuhana pojawienie się druku jest wynikiem procesów o charakterze więcej niż społecznym – pewnego rodzaju mentalnej dojrzałości do akceptacji technologii. Ale technologia jest jedynie narzędziem, a zmiana dokonuje się w podejściu do słowa pisanego.
Druk zmienia więcej niż wszystko. Przyznam, że nigdy nie zastanawiałem się nad zjawiskiem błędów gramatycznych. McLuhan zwraca uwagę, że do czasu pojawienia się i upowszechnienia druku, pojęcie błędu gramatycznego nie było znane. W kulturze oralnej, nie ma błędów – słowa się wypowiada, zdania padają i nie wraca się do nich. Ale kiedy zaczyna się te słowa drukować, to nagle okazuje się, że nie tylko trzeba mieć coś do przekazania, ale także trzeba umieć to zrobić. Na tym tle Galaktyka Gutenberga pokazuje jakie zmiany w życiu akademickim oraz w obrocie książkami przyniosło upowszechnienie się drukarstwa.
Galaktyka Gutenberga nie jest jednak książką tylko o przeszłości. Regularnie pojawiają się tutaj odniesienia do mediów elektronicznych i ich roli w kontynuowaniu tradycji druku. Jest to naprawdę ciekawe spojrzenie, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że koncepcje te były formułowane w drugiej połowie lat 50-tych.
O samym wydaniu
Ogromnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że jest mimo że książka ukazała się 1962 roku, bo mam w ręce pierwsze pełne polskie wydanie. Pierwsze. Z roku 2017… Czyli klasykę myśli humanistycznej wydano u nas po ponad 50 latach. No nic, pozostaje się cieszyć, że jest.
Galaktyka Gutenberga wydana jest przepięknie: wspaniały projekt typograficzny, staranny skład, świetne proporcje – środek po prostu zniewala. A do tego dochodzą jeszcze piękne wyklejki oraz cudowna (naprawdę, brak mi słów) oprawa. Nie dość, że jest dyskretnie szara, nie dość że z pięknymi (ale dyskretnymi!) przetłoczeniami na okładce, to jeszcze z płóciennym grzbietem!
Jak pisałem – to nie jest łatwa książka, je się nie bierze na trzy przejazdy tramwajem czy dwie wieczorne posiadówki. Do niej się sięga i ona się w naszych rękach starzeje. I przez to, że jest poskładana z takich szlachetnych materiałów (twarda szara tektura, płótno, szycie) to ona się tak pięknie zużywa. A doświadczenie dłuższego trzymania w ręku tomu z płóciennym grzbietem jest bezcenne. Niesamowita rzecz. Podkreślam ten fakt, bo trochę o tym jest ta książka: o kulturze druku. To można byłoby poskładać jakoś bardziej paperbackowo i taniej, ale to nie byłoby to.
Na koniec
Dawno temu napisałem tutaj teksty o Książce i o Ciemnych typkach. I one były o fizyczności medium drukowanego. Galaktyka Gutenberga jest za to idei.
Jeżeli interesuje Was historia kultury w ujęciu innym niż zwykle lub jesteście zainteresowani historią idei druku, to Galaktyka Gutenberga jest książką, po którą powinniście sięgnąć. Z pewnością Was nie zawiedzie. Ale jeśli szukacie tzw. konkretu, to tutaj znajdziecie go stosunkowo niewiele. Albo inaczej: będziecie musieli wybrać sobie, czym ten konkret dla Was będzie. Tak naprawdę, Galaktyka jest wspaniałym humanistycznym freskiem, który potrafi zmęczyć, ale jednocześnie daje ogromną przyjemność nurzania się w idei druku i tego, jak zmienił on świat.
2 Comments