Dość dobrze znany jest model dojrzałości organizacji do UX (UX maturity model) Jakoba Nielsena. Mam z nim jednak jeden problem – jak na mój gust jest „za czuły”. W przypadku organizacji już rozwijających UX u siebie i będących na wyższych poziomach jest on bardzo użyteczny, jednak kiedy coś zaczyna się robić i porusza się między poziomami 2-3 (optymistycznie: 4), to stopni pośrednich jest za dużo. Co więcej, model Nielsena nie za bardzo mówi co robić, kiedy jest się na określonym poziomie.
W trakcie czytania It’s Our Research: Getting Stakeholder Buy-in for User Experience Research Projects znalazłem jednak coś interesującego. Jest to UX research maturity model, a więc tuning modelu pod kątem gotowości na akceptację research’u. Główną zaletą modelu opracowanego przez Tomera Sharona jest jego prostota. Nie ma stanów pośrednich. Jest prosta macierz z dwoma pytaniami: (a) czy organizacja przyjmuje to co jej się dostarcza, (b) czy w organizacji funkcjonuje wyodrębniony zespół UX. Proste pytania i w sumie proste odpowiedzi.
Jak to bywa w przyrodzie, dwa stany skrajne występują stosunkowo rzadko (no, a szczególnie występowanie stanu „immaturity” powinno skutkować chyba brakiem rozważania przyszłości research’u w danej firmie) ale za to dające pewność co robić: zostawać czy uciekać. Pozostałe dwa stany (pośrednie) są częstsze i chyba łatwiej się na nich odnaleźć. Skoro nie jest się w stanie idealnym, to można się do niego zbliżać, albo oddalać (zakładające oczywiście, że organizacja jest dynamiczna). Prostsza sytuacja jest wtedy, kiedy widać że organizacji zależy na wynikach i jest przyzwolenie na ich dostarczanie, a nie ma zespołu. Wtedy po prostu trzeba czekać i mieć nadzieję, że dostarczane wyniki w którymś momencie sprawią, że utworzony zostanie zespół UX.
Znacznie gorzej, kiedy zespół jest, a nie przyjmuje się do wiadomości tego co on robi. Z jednego z paneli dyskusyjnych na CHI pamiętam, jak podkreślano bardzo specyficzną rolę zespołów UX’owych. Specyfika polega na tym, że takie zespoły znajdują RÓŻNE rzeczy – zarówno te pozytywne, jak i te negatywne, w związku z czym często mogą być postrzegane jako posłańcy przynoszący ciągle złe wieści. Złe czy dobre – nie ma to znaczenia, jeśli nie są one ze zrozumieniem słuchane (aczkolwiek łatwiej jest nie posłuchać złych wieści, a na końcu poprosić o głowę posłańca 😉
Jak wspomniałem, model Sharona podoba mi się. Może dlatego, że w tej chwili pojęcie UX jest dla mnie nierozłącznie związane z pojęciem „research”? Nie wiem. Może dlatego, że Sharon ze swoją książka idealnie wstrzeliwuje się w moje potrzeby? Nie byłoby to takie dziwne, biorąc pod uwagę, że sam ją sobie kupiłem… 🙂 Jeśli nie chce się kupować książki, to można przeczytać Dealing with Difficult People, Teams, and Organizations: A UX Research Maturity Model. A tak swoją drogą, to muszę wkrótce w jednym z następnych wpisów zrobić sobie podsumowanie tego czym jest dla mnie UX teraz, a czym był kiedyś.