Ostatnie 2 tygodnie upływają pod znakiem uświadamiania sobie oczekiwań mojej firmy i moich przełożonych wobec szeroko rozumianego UX.
To co teraz widzę wyraźnie, to oczekiwanie od UX cudu. No, może trochę z tym przesadzam, ale oczekiwania są duże. Z jednej strony jest to pozytywne i stymulujące, że user experience jest postrzegane jako coś, co może być dostarczone i na co jest zapotrzebowanie (ze stron managementu). To tym bardziej miłe, że w jakiejś części też przykładałem do tego ręki i patrzę na to trochę z perspektywy szczęśliwego rodzica. Szczęśliwego, bo jego dziecko jest w drodze. Jednocześnie sporo jest we mnie obawy, czy user experience o którym mówię i w który wierzę, nie jest traktowany jako uniwersalny lek na wszystkie bolączki i problemy. UX (a konkretnie design thinking) takim lekiem jest i nie mam co do tego cienia wątpliwości. Jedyne o co się martwię, to że krótkoterminowe postrzeganie większości biznesów w firmie może uniemożliwić mi pokazanie potencjału design thinking (rozumianego przez wszystkich jako user experience). Trochę jest tak, że krótki termin może nie pozwolić na wykorzystanie narzędzi, które chciałbym wykorzystywać.
Ogólny wniosek z otrzymanej informacji zwrotnej od osób, które moje zmagania z wdrażaniem myślenia kategoriami UX obserwują jest taki, że potrzebujemy nieco innych narzędzi. „Innych” oznacza „takich, które angażują krócej, ale intensywniej”. Pracuję w firmie telekomunikacyjnej, a w tym świecie WSZYSCY mają nowoczesne telefony i z nich CIĄGLE korzystają. Przeszkadza mi to (szczególnie w trakcie warsztatów czy spotkań), ale nie dam rady z tym wygrać. W moim przypadku są to ograniczenia, które muszę traktować jako zewnętrzne i niezmienne i do nich muszę się dostosować. Oznacza to, że muszę znaleźć i przetestować odpowiednie techniki i narzędzia, bo inaczej user experience przegra zwyczajnie z czasem, którego nie dostanie.
Drugi problem to oczekiwania. Pokazuję ludziom różne rzeczy, przykłady, case studies. Widzą efekty, ale nie wiedzą że proces do ich dochodzenia trwał 1-2 lata. Często pokazuję też ludziom rzeczy, których nie da się bezpośrednio przenieść do nas. BEZPOŚREDNIO się nie da, ale jeśli potraktuje się je jako inspiracje to mogą stać się zaczątkiem czegoś naprawdę fajnego. Oczekiwania są więc też często bardzo krótkoterminowe – jeśli coś nie jest aplikowalne biznesowo od razu, nie nadaje się. A przecież całe user experience jest z założenia długoterminowe i pojęcie „krótkiego okresu” praktycznie w nim nie występuje.
Ciekaw jestem jak w takiej sytuacji radzą sobie inne firmy, szczególnie takie które w swoich działaniach nie nastawiają się na innowację, tylko na optymalizację. Czym dla nich jest user experience? Jaka jest relacja UX do innowacyjności i badań? Na półce leży u mnie The Art of Innovation o IDEO. Może tam będzie coś na ten temat napisane (ale chyba nie sądzę).