Dzisiaj miałem kilka spotkań łączących się z większymi projektami, w które będę zaangażowany od połowy maja. No niewątpliwie będzie to ciekawy czas, biorąc pod uwagę znaczenie projektów (dla firmy i dla mnie) i ich ogólną wagę. To co dzisiaj zauważyłem, to ogólna obawa (nie wyrażana wprost), że ładuję się w coś takiego (czytaj: ryzykownego).
Po pierwsze to myślę tak sobie, że „no risk, no fun” i że trzeba życie sobie zmieniać, żeby zawsze nie było tak samo 🙂
Po drugie, naprawdę wierzę w potencjał tkwiący w szeroko rozumianych metodach związanych z UX, w szczególności w design thinking. Zresztą, skoro wszystkim o tym opowiadam i zachęcam, żeby próbowali stosować to myślenie do swoich produktów/projektów, to jak wyglądałoby, gdybym ja postąpił inaczej i realizował coś niezgodnie z tym, do czego namawiam. Inna sprawa jest taka, że w inne podejście już nie wierzę. Nastawiam się na innowacyjność tego co wytworzymy, a przynajmniej na zbliżenie tego co mamy do realnych potrzeb finalnych użytkowników.
Po trzecie, przyzwyczaiłem się już do koncepcji dużej zmiany. To chyba największa zmiana w mojej mentalności, bo jeszcze rok temu myślałem kategoriami optymalizacji i poprawiania, a teraz widzę, że rzeczywiście od czasu do czasu potrzebny jest przełom. Sam jestem ciekaw, na ile takie zjawisko można kontrolować. Cały ten proces to będzie chyba jedna wielka improwizacja 🙂 Nie zmienia to jednak faktu, że wierzę w jego powodzenie.
Za to bardzo cieszy mnie fakt, że jak dotąd szybko udaje się kompletować skład zespołu i jest szansa, żeby rzeczywiście wystartować wkrótce.
Z ostatniego IA Summit wyciągnąłem naukę o robieniu imprez przed projektem i mam nadzieję to zastosować, szczególnie że team będzie mocno sobie nieznany.