To trzeci z kolei wpis o Strzemińskim: pojawił się po raz pierwszy przy tekście o Katarzynie Kobro, a tydzień temu pisałem o jego Teorii widzenia. Jeśli zainteresowaliście się Władysławem Strzemińskim i jego historią, to książka o której napiszę dzisiaj powinna być lekturą obowiązkową. Niesamowita praca badawcza Iwony Luby i Ewy Pauliny Wawer umożliwiła napisanie książki, która zakwestionowała całą dotychczasową wiedzę o jego młodości. Kim naprawdę był młody Strzemiński?
Młody Strzemiński
To jest naprawdę ciekawe – czyta się różne książki, te książki przedstawiają bardzo spójny i jednolity opis tego, co się kiedyś wydarzyło. I okoliczności powstania kalectwa Strzemińskiego od lat były wszystkim dobrze znane – wypadek. Ktoś się potknął i wpadł do okopu. A że ta osoba miała w rękach granat, tak się przypadkowo jakoś porobiło, że nastąpiła eksplozja, w wyniku której Strzemiński stracił nogę i rękę.
I nagle dzięki pracy dwóch badaczek okazuje się, że nic w tej historii nie jest prawdziwe…
Ta książka jest tak nietypowa, że aż trudno uwierzyć. No bo w końcu o czym będzie w środku, jeśli na okładce stoi Władysław Strzemiński. Zawsze w awangardzie? No raczej nie o hodowli kur będzie czy o broni masowego rażenia. I rzeczywiście, o kurach nic nie ma, ale o broni masowego rażenia – jest.
Zgodnie z podtytułem podtytułu, jest to próba opisania biografii z lat 1893-1917, czyli dzieciństwa i młodości Strzemińskiego. Jako że nie mam zamiaru pisać streszczenia książki, powiem tylko że ten okres pokazany jest bardzo szczegółowo. To jest kolejna książka pokazująca bardzo odbiegający od stereotypu obraz życia polskich elit pod rosyjskim zaborem. Ciekawe, bo niby rusyfikacja i wszystko źle, ale jednak ci ludzie sporo jako Polacy osiągali. Nie było łatwo, ale nie byli z pewnością obywatelami drugiej kategorii.
Historia wojskowa
Rzecz podstawowa – Strzemiński urodził się w rodzinie z silnymi tradycjami wojskowymi i taka też była wybrana przez niego ścieżka swojej edukacji. Odebrał wyjątkowo staranne wojskowe wykształcenie, trafił bowiem do jednej z najbardziej elitarnych szkół kadetów w Rosji. Autorki pasjonująco przedstawiają codzienne funkcjonowanie takich szkół oraz trudności z jakimi zmagał się Strzemiński, żeby do tej szkoły trafić. Jak już wspominałem, ta książka jest o tyle nietypowa, że jeśli wezmą ją do ręki miłośnicy historii społecznej carskiej Rosji – będą usatysfakcjonowani. Historycy armii carskiej – też. Historycy wojskowości – bez wątpienia. Bo książka Luby i Wawer jest opowieścią o człowieku, który był szykowany do tego, żeby zostać wysokiej rangi oficerem. I ta książka jest w dużej części opowieścią o rosyjskim systemie szkolenia, dowodzenia i kilku bitwach I wojny światowej.
Tytułowa awangardowość okazuje się być cechą nie tylko sztuki Strzemińskiego, ale także jego wojskowej kariery. Będąc młodym porucznikiem saperów projektował i konstruował zaawansowane maszyny bojowe (rodzaje granatników). To nie jest tak, że on nagle później zaistniał jako malarz. Gdyby nie wypadek, zaistniałby pewnie jako wysokiej rangi oficer.
Nie powinno to jednak zniechęcać do lektury, bo wszystko ma w niej swoje miejsce. Podziwiam erudycję autorek, które nie będąc historyczkami wojskowości były w stanie stworzyć interesującą i szczegółową (ale nie nadto) opowieść. Książka jest niesamowicie dobrze udokumentowana. To są setki przypisów i to odsyłających nie do opracowań na bazie opracowań, tylko do materiałów źródłowych, czyli do konkretnych dokumentów z rosyjskich archiwów wojskowych. Do żadnego z tych dokumentów nie polscy badacze nie mieli do tej pory dostępu! Jest to wiec praca w tym obszarze pionierska.
Atak żywych trupów
Właśnie dzięki kwerendzie autorek udało się zakwestionować obecny stan wiedzy. Okazało się, że większość informacji na temat wojennych losów Władysława Strzemińskiego wymaga przepisania. Był w innych miejscach niż do tej pory przyjmowano, w innym czasie niż zakładano i z całą pewnością można powiedzieć jedno – historia z granatem nie jest prawdą.
Prawdą jest natomiast, że młody Strzemiński brał udział w obronie Twierdzy Ossowiec podczas tzw. ataku żywych trupów.
To czego ten film nie mówi, to że kontratakiem, który obronił twierdzę dowodził młody Strzemiński – mimo ciężkich poparzeń zdołał przeprowadzić starannie zaplanowany manewr taktyczny. Za swoją postawę otrzymał najwyższe rosyjskie odznaczenie wojskowe – Wojskowy Order Świętego Męczennika i Zwycięzcy Jerzego. No jak dla mnie, historia do opowiadania.
Zamiast zakończenia
Podsumowując swoją książkę Luba i Wawer piszą tak:
W książce tej nie przewidziano zakończenia. Życie Władysława Strzemińskiego nie zakończyło się w 1917 roku. „Umarł” oficer, „narodził się” twórca. Awangardę militarną zastąpiła artystyczna. Zamknął się nieznany dotąd okres jego biografii, odtworzone tu „życie przed życiem”.
a póżniej jeszcze:
Władysław Strzemiński jest jednym z najbardziej cenionych na świecie polskich artystów – współtwórców europejskiej awangardy. Wiele już o nim napisano. Dotychczas ignorowano jednak jego doświadczenie piekła Wielkiej Wojny. Należał do pokolenia, w którym znalazło się też liczne grono awangardowych twórców z całej Europy. Odnieśli oni na froncie rany, byli zatruci gazem, widzieli tysiące trupów i śmierć swoich przyjaciół, towarzyszy broni. Ukształtowało to ich powojenną postawę wobec życia i sztuki.
Książkę wydało Muzeum Sztuki w Łodzi. I to jak wydało! Całość jest przepięknie poskładana, a stylistyka całości nawiązuje do druku funkcjonalnego i do układów projektowanych przez Strzemińskiego właśnie. Podejście historyczne? No to co? Ta książka całą sobą mówi o tym, o czym jest. Wypada docenić.
Niesamowite jest, że po ponad 100 latach od jakichś wydarzeń można dotrzeć do dokumentów, które wydarzenia te de facto redefiniują. Pozostaje żywić nadzieję, że nie jest to koniec i że wraz z dostępem do kolejnych archiwów (niedostępne są jeszcze archiwa medyczne) uda się opowiedzieć prawdziwą historię Strzemińskiego.
2 Comments