Kiedyś, kiedy jeszcze wierzyłem, że będę czytać elektroniczne wersje książek kupowanych na amazon, za każdym razem kiedy wybierałem się tam na zakupy zastanawiałem się którą wersję książki wybrać: tańszą cyfrową, czy droższą papierową.
Przez długi czas byłem mocno nastawiony na zakup Kindle. Zależało mi na niższej cenie, braku dodatkowych kosztów i łatwości dostępu do książki (od kupienia do rozpoczęcia czytania mijało kilkanaście sekund). Potem zainstalowałem aplikację Kindle na iPadzie i zostałem zupełnie i do końca uwiedziony – dostęp zawsze, wszędzie, kiedy mi się zamarzy. Do tego zintegrowany słownik, co przy mojej znajomości angielskiego jest rzeczą absolutnie krytyczną. Przez jakiś czas wydawało mi się, że więcej papierowych książek nie kupię (z dokładnością do tych, które są niedostępne w wersji elektronicznej).
Teraz kupuję tylko wersje papierowe. Wiem, że wygodniej byłoby mieć je w wersji cyfrowej. Łatwiej byłoby zaznaczać, szukać, komentować. Nie zajmowałyby miejsca. Na dodatek, zawsze mógłbym zabrać je ze sobą. I dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że e-booki to czysta użyteczność: nie niszczą się, można śmiało robić notatki, szybkie i wygodne.
W przypadku książki tradycyjnej aż tak różowo nie jest – ma wszystkie wady fizycznych przedmiotów (niszczy się, trzeba o nią dbać, przechowywać, jest ciężka i niewygodna), ale ma jedną zasadniczą zaletę: po prostu jest. Oczywistość tego stwierdzenia wcale nie taka naturalna, więc powtórzę raz jeszcze: największą zaletą książki jest dla mnie jej fizyczność.
Fizyczność daje coś więcej niż sam tekst – ona zakrzywia przestrzeń i powoduje, że te same treści wpływają na nas inaczej. To był bardzo ciekawy wniosek z jednej z moich rozmów ze znajomą. Zwróciła moją uwagę, że inaczej podchodzi do książek drukowanych, a inaczej do elektronicznych. Że te drukowane łatwiej jest przeglądać. Wcześniej nie myślałem o tym, w jaki sposób przyswajam informację z książek. Ale kiedy miałem możliwość spojrzenia na to z nowej perspektywy (najcenniejszy prezent, jaki można dostać), trafność diagnozy mnie ujęła. Potem zrobiłem sobie też przegląd swojej literatury czytanej w digitalu i w realu. Efekt był zaskakujący – znacząco więcej książek mam przeczytanych „w papierze” niż na ekranie – nie mówię tutaj o ilości, a o udziale książek przeczytanych. Te na ekranie mam rozgrzebane, przeważnie nieskończone, często dawno do nich nie zaglądałem. Po prostu o nich zapominam. Brakuje fizycznego przejawu ich obecności w moim życiu powoduje, że sięgam pomnie rzadziej. Przykład? Niniejszy blog piszę pod wpływem jednej z takich niedokończonych książek. Nie dlatego jej nie kończę że nie chcę, ale dlatego że mi umyka. Wiem jakie książki leżą u mnie na stole czekając w kolejce do przeczytania. Nie wiem jakie książki mam na iPadzie.
Papierowe książki to dla mnie więcej niż użyteczność – to doznanie, kontekstowość, subiektywność i całościowość. To doskonały przykład na to, czym jest user experience.
To tak samo jak zdjęcia cyfrowe a wydrukowane czy ręka a żona. Fizyczność czasami ma swoje plusy nawet jak ich nie ma na pierwszy rzut oka 😛
Dla mnie ważna jest w fizyczności książki jej objętość 😉 Lubię wiedzieć ile zostało do końca i mimo że na czytniku ta informacja jest podana w postaci numeracji strony (34/456) to jednak mówi mi to dokładnie tyle co „pokój o powierzchni 43m2” – czyli nic 😀 Muszę „zobaczyć” żeby wiedzieć, dostać punkt odniesienia 😉 Po drugie lubię zapach papieru – i tego starego z książek odnalezionych na strychu i tego z dopiero co wydrukowanych. Mimo że mam czytnik to rzadko z niego korzystam. Zazwyczaj mam fazy „czytnika” w których stwierdzam że wygra praktycyzm i użyteczność, oszczędność miejsca i papieru, ale zaraz potem wracam do starego nawyku czytania wersji papierowych, który daje po prostu przyjemność obcowania z publikacją drukowaną.
No więc ja mam tak samo, a nawet więcej – często pamiętam czy jakiś cytat był po prawej czy po lewej stronie, albo lokalizuję go po „wyglądzie” akapitów (oczywiście jeśli do książki wracam). Aspekty sensoryczne zupełnie pominąłem, a to błąd, bo nie ma to jak popatrzeć sobie na font, papier, okładkę (szczególnie jeśli książka nieco podniszczona).