Zachęcony jakością nieco bardziej klasycznych (czyli mających jakoś ponad 80 lat) tekstów o projektowaniu sięgnąłem po wydany już kilka lat temu zbiór esejów Adolfa Loosa – Ornament i zbrodnia. Od jakiegoś czasu zaglądam już do staroci i jestem bardzo zbudowany tym, co w nich znajduję. A znajduję – bo akurat takich szukam – teksty które (współ)kształowały modernizm.
Loosa kojarzyłem bardzo powierzchownie. Gdzieś mi tam przemknął w lekturach (a raczej w referencjach), ale bardziej było to uświadomienie sobie osoby i oznaczenie że „to trzeba przeczytać”, niż jakaś specjalna determinacja. Zawsze były rzeczy nowsze, aż w końcu nadszedł ten moment. Klasyczne teksty o projektowaniu o których pisałem przy okazji WIDZIEĆ/WIEDZIEĆ, pasjonujący esej Erica Gilla (Typografia – będzie o nim wkrótce), wykłady Wrighta (odpuściłem pisanie o nich) i teksty Gropiusa. No wszystko to składa się w większą całość, którą gdyby wstawić do Odysei kosmicznej, to trafiłaby ona do części „the dawn of man”.
W poszukiwaniu nowoczesności
Loosa czyta się wspaniale. Podkreślam to, bo wcale takie oczywiste to nie jest, co łatwo sprawdzić jeśli weźmie się np. takie wykłady Wrighta. Nie wiedziałem wcześniej, że Loos był tak biegłym w piórze polemistą, że pisywał głównie do gazet codziennych, i że pisał o architekturze i projektowaniu w taki sposób, aby mogli go zrozumieć zwyczajni czytelnicy. Poza tym dość regularnie spotykał się z nimi na „wykładach”, chociaż były to bardzo otwarte spotkania autorskie, gdzie bardziej dyskutowano z nim, niż słuchano. Wydany przez Centrum Architektury zbiór esejów czyta się więc dobrze, mimo że najstarsze teksty mają 120 lat. Sporo w tekście przypisów i wyjaśnień wprowadzających w kontekst.
Kolejny raz jestem jakością starszych tekstów zaskakiwany. Jakoś wydaje się człowiekowi – chociaż wiadomo, że jest to obraz fałszywy – że nowoczesność (czymkolwiek jest) zaczyna się niedawno. Kilkadziesiąt lat temu? Może trochę później? Dla mnie taką cezurą była zawsze II wojna światowa – czas był podzielony na przed i po wojnie. Tymczasem rozważanie Loosa na temat relacji między nowoczesnością a rękodziełem, między sztuką a tym co dzisiaj nazywamy projektowaniem, jego uwagi do systemu edukacyjnego czy boje jakie toczył z wiedeńską biurokracją są wciąż aktualne. Oczywiście, zmieniły się okoliczności, wiemy jak potoczyła się historia, ale… tym ciekawiej jest oglądać powstawanie idei, które współtworzyły współczesność.
Mimo że książka została wydana przez Centrum Architektury, nie jest to książka tylko architekturze – teksty Loosa wychodzą znacząco poza. Pierwsza część książki to próba uchwycenia przez Loosa idei nowoczesności, rozróżnienia pomiędzy sztukami pięknymi a rękodziełem. Trzeba pamiętać, że teksty te były pisane jeszcze przed eksplozją popularności secesji i ruchów, które wokół niej powstały (Arts and Crafts, Wiener Werkstätte). Loos sytuuje się zdecydowanie po stronie nowego porządku, który wyraźnie przeciwstawia się XIX-wiecznemu akademizmowi. Opowiada się więc Loos po stronie rzemieślników i tzw. zdrowego rozsądku.
Druga część tekstów, to teksty już nowsze, czyli te sprzed 90 lat. To już wyraźnie kiełkujący modernizm odkrywający mieszkalnictwo i zafascynowany możliwościami zmiany na lepsze życia klasy robotniczej. Jest to jednak modernizm subtelniejszy niż betonowe bloki Le Corbusiera. Dużo bliżej jest Loosowi do idei miasta-ogrodu. Co prawda nie tworzy on utopii na poziomie przestrzennym (miasto centralne, miasta satelickie, kolejki i itp), ale już bardzo konkretnie projektuje domy z ogródkami, zastanawia się gdzie zlokalizować toalety i jak gromadzić odpadki aby użyźniać swoje grządki (a tak swoją drogą, to zastanawiające jest, że przy całym nacisku na higienę zarówno u Loosa jak i Howarda tak wielki nacisk położony jest na nawożenie pól ludzkimi odchodami – całe fragmenty tekstu są o tym).
Ornament i zbrodnia
To z czym Loos jest najczęściej jednak kojarzony, to z tekstem, który dał tytuł całej tej antologii – Ornament i zbrodnia. Loos pisze tak:
Odkryłem tę oto prawdę i ofiarowałem ją światu: ewolucja kultury jest równoznaczna z usunięciem ornamentu z przedmiotów użytkownych. Sądziłem, że uraduję nią świat, ale nie doczekałem się podziękowań. Zamiast tego nastał smutek i spuszczono głowy.
Nie, Loos nie był bufonem – miał do siebie dużo dystansu. To „odkrywanie prawdy” i „radowanie świata” tylko tak dziwnie brzmi, ale jest jedynie wyrazem wiary Loosa w swoją tezę. Po raz pierwszy ktoś wyraźnie powiedział (i starał się to uargumentować), że o jakości rzeczy/produktów nie decyduje ornamentyka. Loos co prawda idzie ostro, ale jego punkt widzenia jest bardzo jasny – im mniej ornamentów, tym lepiej, chociaż stosuje tutaj dość pokrętną logikę oszczędności materiału i czasu. Jego teksty i jego projekty zapowiadają pojawienie się już nowych prądów umysłowych, a rezygnacja z klasycznego ornamentu stanie się fundamentem światopoglądu modernistycznego. Porzucą moderniści co prawda wprost rozumianą ideę Loosa, ale krytycyzm wobec zdobień pozostanie u nich na dłużej.
Jako niewydziarany, nie darowałbym sobie, gdybym nie napisał, co o tatuażach miał do powiedzenia Loos. To nie ja napisałem!!! To klasyk designu, jeden z twórców nowoczesności!!!
Współczesny człowiek, który się tatuuje, jest albo przestępcą, albo degeneratem. Są więzienia, w których osiemdziesiąt procent więźniów ma tatuaże. Wytatuowani, którzy nie są w więzieniu, to utajeni przestępcy lub zdegenerowani arystokraci. Gdy wytatuowany umiera na wolności, umiera po prostu, zanim zdążył popełnić zbrodnię.
Prawie 100 lat mija, a słowa nadal aktualne…
Zachęcam do lektury Loosa, szczególnie osoby zajmujące się projektowaniem. Wszystkie jego dylematy dla mnie są co najwyżej przyczynkiem do gimnastyki umysłowej, ale dla praktyków-projektantów, czyli 100 lat młodszych kolegów Loosa, mogą być realną pomocą w świadomym poszukiwaniu własnej drogi.
SERIO? Mam nadzieję że to ironia, bo jak w XXI wieku można twierdzić, że osoby wytatuowane to przestępcy albo degeneraci????? XDDDDDDDDDDDD