Wczoraj z Karoliną zrobiliśmy chyba kawał dobrej (nikomu niepotrzebnej!) roboty, wypracowując scenariusz warsztatu podsumowującego jeden z naszych ostatnich projektów. Jednak team, jakkolwiek mały by nie był, to jednak inna jakość niż dwie jednostki. Spotkanie zaplanowaliśmy na godzinę, a po 30 minutach mieliśmy rozpisany koncept całego dnia zajęć, włącznie z typami ćwiczeń. Jutro będziemy to jeszcze dopracowywać, a we środę – premiera. Jako że jestem bardzo poukładanym człowiekiem i wielce racjonalnym – CZUJĘ że zrobiliśmy dobrze. Aga w każdym razie chwaliła. Fajnie 🙂
***
Czytanie Browna (o czym pisałem wczoraj) jest pożyteczne. Niby pisze rzeczy oczywiste, ale czasami oczywistość trzeba przeczytać, żeby ją sobie uświadomić. Przed jakąś godziną dotarło do mnie, jaka jest wspólna cecha większości znanych mi osób zajmujących się zawodowe UX. Oni są optymistami. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłem – jak teraz na to patrze, to jest to strasznie oczywiste i takie wręcz banalne, ale tak jest. Z mojego też doświadczenia wynika, że najtrudniej mi przekonać do udziału w aktywnościach związanych z user experience pesymistów i ekspertów (uwaga, to często idzie ze sobą w parze! 😉 Ten optymizm przejawia się na wiele sposobów: od życzliwości w stosunku do innych ludzi, przez brak wywyższania się, bezpośrednią ale wyważoną komunikację aż do pozytywnego nastawienia do całego otaczającego świata. W końcu wszyscy żyjemy po to, żeby sobie pomagać. A że czasami coś nie wyjdzie? Cóż z tego. Katastrofa też może być piękna.
a po niej życie toczy się dalej, bo przecież porażki są jego nieodłączną częścią: