Ku urbanologii. Projektowanie a filozofia

Ku urbanologii - Stanisław Lose

Dzisiaj kilka słów chciałbym poświęcić chyba najdziwniejszej książce jaką ostatnio czytałem. Tak, wiem, że mówienie o książce „dziwna” nie przynosi chwały piszącemu, bo jeśli jedyne co potrafi powiedzieć, to że coś jest „dziwne” to znaczy, że nie do końca ogarnia język. Więc może napiszę, że jest to książka „wysoce nieoczywista”. I zarówno „dziwność” jak i „nieoczywistość” traktuję jako komplementy.

Urbanologia, czyli co?

Ku urbanologii to napisana przez Stanisława Lose – wrocławskiego architekta, urbanistę i pedagoga – książka, będąca refleksją nad autorską i wysoce oryginalną koncepcją – urbanologią. Urbanologią? Chyba urbanistyką… Otóż właśnie nie – to jest książka o urbanologii. Brzmi dziwnie, przez pierwsze kilka stron nieco kaleczy uszy (wzrok? – co może być kaleczone, jeśli czyta się wzrokowo, a głos w głowie rozbrzmiewa?). Jednak to tylko początkowo, bo kiedy złapie się ideę stojącą z tyłu, to pierwszym wrażeniem jest zaskoczenie, że zjawiska o którym pisze Lose nikt wcześniej nie nazwał.

Lose opisuje urbanologię jako naukę badającą życie człowieka w świecie zurbanizowanym:

W świecie języków romańskich często urbanologia jest odpowiednikiem polskiej teorii urbanistyki i planowania przestrzennego. (…) Łacińskie urbs, urbis znaczy „miasto”, „miejskość”. Urbanus zaś oznacza mieszkańca miasta, człowieka właściwie wychowanego, wychowywanego do życia miejskiego. Tak więc desygnatem tego łacińskiego terminu jest ranga, rola człowieka w zurbanizowanej przestrzeni – to człowiek jest podmiotem miasta.

I chwilę później

Jako zjawisko urbaniczne nazwiemy miasto wraz z jego dynamiczną strukturą mieszkańców, ich strukturą organizacyjną i podziałem pracy, aktywnością urbanotwórczą (a więc – urbaniczną) skojarzoną z odpowiednimi przestrzeniami.

To nie jest łatwa książka. I to nie tylko na poziome wysokopoziomowych, ogólnohumanistycznych wniosków, które formułuje. Ku urbanologii jest napisana dość hermetycznym językiem. Zresztą może nawet nie tyle hermetycznym, co wymagającym skupienia. I nie tyle językiem, co metajęzykiem. Zdecydowanie nie jest to książka, którą polecałbym do czytania w środkach komunikacji miejskiej (wiem co mówię, bo sprawdziłem).

Po co nam urbanologia?

Wielokrotnie podkreślałem tutaj, że moje zainteresowanie urbanistyką i architekturą jest całkowicie amatorskie. Obie te dziedziny traktuję jako starszych braci dizajnu – braci, na błędach i doświadczeniach których możemy się uczyć. Braci, którzy przez to, że są starsi, mogą być dla nas inspiracją i przestrogą.

Ku urbanologii nie jest książką, która wymaga gigantycznej podbudowy profesjonalnej (w sensie: urbanistycznej czy architektonicznej). Ta książka wymaga otwarcia i chęci refleksji. No i oczywiście im bardziej człowiek ogarnia humanistykę HUMANISTYKĘ, tym łatwiej się ją czyta. Podczas lektury kilkukrotnie miałem wrażenie jakiegoś powiązania tego co (i jak) pisze Lose z tym, co pisał Strzemiński.

Perspektywa Lose jest perspektywą polihistora. Czego w tej książce nie ma! Jest Platon, jest Arystoteles, są rozważania o początkach judaizmu i chrześcijaństwa, o istocie miejskości w różnych okresach; jest spory fragment o budowie oka i relacji między fizycznym organem, a doświadczeniem bezpieczeństwa (i wynikającymi stąd uwagami dotyczącymi jakości otaczającej nas przestrzeni). Wszystkie te rzeczy, mimo że pozornie odległe i pochodzące z różnych porządków, łączą się jednak i nabierają wspólnego sensu właśnie przez ludzki/urbanologiczny wydźwięk.

Filozofia projektowania

Tym co mnie w tej książce najbardziej poruszyło i za co jestem jej wdzięczny, to narzucenie na projektowanie wymiaru filozoficznego. Brak takowego (przynajmniej w realnym obiegu intelektualnym) uważam za – uwaga: gruby eufemizm – niedoskonałość naszego środowiska. Jesteśmy tak skupieni na tym co robimy, jak robimy i dla kogo robimy, że nie zastanawiamy się skąd pochodzimy i czyją tradycję dziedziczymy.

Nie chodzi tutaj o tradycję projektową – większość z Was potrafi pewnie wskazać co najmniej kilku projektantów, którzy stanowią jakiś punkt odniesienia i do kontynuowania tradycji których jakoś się przyznajemy. Ja mówię tutaj bardziej o filozoficznym tle procesu projektowego, ontologii projektowana, tego skąd się wywodzimy.

Ku urbanologii wyraźnie wskazuje tu drogę, jednoznacznie ten punkt wspólny nazywając. Jest nim dialektyka. Nie będę tego tematu teraz rozwijał, bo chcę wrócić do niego w przyszłości. Ale dialektyka? Czyli Hegel? Czyli Marks? Jako to pisał Popper? Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie… Chyba przyjdzie wrócić do tej lektury. Lose co prawda wyraźnie oddziela dialektykę heglowsko-marksowską od tej nowej, postulowanej przez niego, czyli dialektyki emergentnej, skupionej nie na walce przeciwieństw, ale na ich syntezie i powstawaniu nowych wartości (wyższych).

To co mnie uderzyło, to że niby ta książka jest o urbanistyce, ale tak naprawdę jest o projektowaniu. Urbanistyka i miasto to tylko bardzo konkretne przypadku szczególne idei projektowej – duże, wpływające na wszystkich, ale nadal będące emanacjami projektowania, czyli świadomego i ustrukturyzowanego tworzenia przyszłości.

Renta urbaniczna

Drugą koncepcją, która wydaje się wprost odnosić do projektowania jako takiego, jest koncepcja renty urbanicznej. Przewija się ona regularnie przez całą książką, a Lose wyraża nią sytuację, w której zetkniecie się człowieka i urbanistyki buduje dodatkową wartość dodaną. Lose opisuję tę sytuację jako równanie, w którym 2+2=5

I jest to dla mnie kolejny moment, w którym mam wrażenie, że nie mówimy tutaj o urbanistyce, a o projektowaniu. I że ciągle czekamy na refleksję, która pobudzi projektantów i skłoni ich do rozmyślań, co mogłoby być „rentą projektową”, kiedy do takiej sytuacji dochodzi i jak funkcjonować w świecie, w którym ta sytuacja nie będzie zbyt częsta.

Mam wrażenie, że ciągle za mało mówi się o jakości dizajnu. Ciągle staramy się robić rzeczy we właściwy sposób, zamiast robić rzeczy właściwe. Być może urbanistom jest „łatwiej”, ponieważ ich dizajnu nie sposób obejść? Mieszkając w mieście wszystkich pochodnych procesu projektowego (miejskiego) się doświadcza – to nie jest produkt/usługa, którego nie zechcemy kupić.

Na koniec

Pisałem to na początku, napiszę raz jeszcze: Ku urbanologii jest bardzo mądra i wartościowa książka. Na tyle wartościowa, że polecałbym ją każdemu projektantowi. Piszę jednak w trybie przypuszczającym, bo zdaję sobie sprawę, że zastosowany język i sposób narracji, może nie być łatwy w powszechnym odbiorze.

Jeśli jednak projektowanie jest dla Was czymś więcej niż tylko dostarczaniem dizjanów, to jest to książka dla Was. I nie obawiajcie się – tam nie będzie tekstów o odpowiedzialności i tanich rozważań o minimalizmie. Tam będzie humanistyczne spojrzenie na dizajn (no, przynajmniej na jego część).

3 Comments

  1. Ucieszył mnie Pan tym komentarzem. Jest Pan chyba czwartym czy piątym czytelnikiem tej ksiażki, który zrozumiał moje intencje. Dziękuję Panu. Być może zmiana filozofii projektowania przestrzeni zurbanizowanej nie może być generowana przez architektów, bo ci zagubili istotę swego powołania ale zostanie wymuszona przez samych mieszkańców miasta – świata zurbanizowanego. Może być też i tak, że architektów zamieniono w biurokratów zabudowy miast i obciążono ich zadaniami i odpowiedzialnością prawną ponad miarę i brakuje im czasu na refleksję nad architekturą i miastem. Czeka więc nas na pewno istotna przemiana zawodu architekta. No, ale o tym pisałem już w latach 80.tych. Być może powinniśmy zorganizować konwersatorium na temat urbanologii (?).

    1. To ja dziękuję za dobre słowo! Odnośnie roli architektów (czy szerzej: projektantów) to postrzegam temat jako bardzo złożony. Moim zdaniem wraz z profesjonalizacją danej grupy zawodowej, następuje jej stopniowe „odklejanie się” od rzeczywistości – litera prawa zaczyna dominować nad jego duchem. To jest dla mnie przypadek modernizmu, tego momentu gdzie ruchu nowoczesnościowy staje się IZMEM (a przekonanie- doktryną).

      Zresztą dostrzegam to zjawisko nie tylko wśród architektów, ale także wśród innych środowisk zawodowych (lekarze, prawnicy, projektanci). I nie mam niestety pomysłu, jak ten trend zmienić… Co więcej, obawiam się, że wraz z „dalszą profesjonalizacją” niektórych zawodów, problem ten będzie narastać. A może to jest właśnie przejaw kryzysu cywilizacji zachodniej? Że jedyne co realnie wytwarza, to regulacje?

      Temat konwersatorium jak najbardziej interesujący!

      1. Szanowny Panie Marcinie,
        podtrzymuję pomysł konwersatorium i liczę na Pana w jego realizacji……
        proszę skorzystać z mego adresu mailowego……
        polecam drugą ksiażkę – Homo urbis…….
        ślę pozdrowienia,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *