Na ostatnim Summicie Wiesiek Kotecki opowiadał o potencjale jaki niesie ze sobą wizualizacja. Cieszy mnie bardzo, że dobra nowina o rysowaniu (nawet jeśli „nie umie się rysować”) dociera do szerszego grona odbiorców, a nawet jest prezentowana na ważnym evencie. Mam chwilowo kryzys związany ze szkicowaniem/rysowaniem – jeszcze niedawno sporo rysowałem, ale ostatnio jakoś przestałem. Częściowo dlatego, że zmuszony byłem robić inne rzeczy, ale częściowo dlatego że jakoś nie miałem do tego drive’u.
Kończę (od dawna) Visual Meetings. Kiedy zaczynałem, sądziłem że przeczytanie tej książki (a właściwie: książki z zabawkami) będzie chwilą. Tymczasem wcale chwilą się nie okazało, bo czyta mi się ją bardzo trudno. Nie dlatego, że jest jakoś źle napisana. Raczej rzecz w tym, że dosłownie przy każdym zdaniu „odpływam” od samej książki w kierunku potencjalnych implementacji kolejnych opisywanych tam technik. Zamiast skupić się na czytaniu, rozważam na ile dane rozwiązanie byłoby przydatne w danym momencie, kiedy powinienem z niego skorzystać, a kiedy nie. Efektem jest utknięcie w materiale na kilkunastu stronach przed końcem (a stos książek do przeczytania rośnie…). Z drugiej strony powtarzam sam sobie, że czytam po to, żeby coś z tego mieć, a w tym wypadku „coś” to pewne przemyślenia i jasność jak z pewnych rzeczy skorzystać.
Z trzeciej strony nie przygotowuję się jednak do CHI. Planowałem jeszcze raz przeczytać User Experience Management Arniego Lunda, żeby: (a) z większym pożytkiem uczestniczyć w panelu dyskusyjnym managerów UX, (b) dopytać autora o pewne rzeczy (bo Lund, jak się dowiedziałem, będzie w Austin). Podejrzewam jednak, że się z tym nie wyrobię do wylotu, szczególnie że o książce Lunda można powiedzieć wiele, ale nie to, że nadaje się do szybkiego i przyjemnego czytania 😉 Chociaż ciekawy będzie jej odbiór przy drugiej lekturze.