Zafascynowany ostatnio historycznym ujęciem procesu modernizacji, postanowiłem pokopać nieco w historii. Bardzo bliskie mi poglądy Jana Sowy zaprezentowane w Fantomowym ciele króla przypomniały mi mój czytelniczy wyrzut sumienia – książkę, którą czytałem dawno temu i którą bardzo chciałem przeczytać ponownie. Uściślijmy: dawno oznacza „zaraz po jej polskim wydaniu”, czyli w roku 1992. Byłem dobrze się zapowiadającym studentem I roku ekonomii, zafascynowanym historią i monumentalna trzytomowa Kultura materialna, gospodarka i kapitalizm XV-XVIII wiek była dokładnie tym, czego potrzebowałem. Pamiętam, że wtedy mi się podobała. Pamiętam, że miałem trudności ze zrozumieniem całości. Pamiętam, że prawie utonąłem w jej objętości. I trochę jak przygotowujący się do podróży Frodo, regularnie popatrywałem na nią na swojej półce (wiedziałem, że przeczytam ją ponownie) i mówiłem sobie „to jeszcze nie ten moment”. I po ćwierćwieczu (sic!), ta chwila nadeszła!
Gospodarka rządzi światem
Z perspektywy czasu, ta książka onieśmiela. Onieśmiela swoją skalą, ale także celem, jaki postawił sobie autor – próbą gospodarczego ujęcia historii światów. Tak, światów właśnie, bo fundamentem tej pracy jest rozróżnienie dwóch typów gospodarek: gospodarki-świata i świata-gospodarki. Gospodarka-świat to całościowy obszar wpływów gospodarczych jakiejś całości.
Ale żeby zrozumieć o czym jest ta książka, trzeba poznać jej strukturę. Łącznie jest to jakieś 1600-1800 stron tekstu (bez przypisów), które dzielą się na trzy tomy: Gry produkcji, Gry wymiany i Czas świata. Cała książka jest niesamowicie szeroką panoramą gospodarczą i społeczną głównych obszarów cywilizacji na całym świecie. Bo trzeba przyznać Braudelowi, że nie patrzy jedynie na Europę i że opisuje również Amerykę Południową, amerykańskie kolonie, Indie, imperium Osmańskie, Chiny i Japonię. Jest to coś niesamowitego!!! Książka teoretycznie jest ułożona chronologicznie, czyli zaczyna się na wieku XV (a odwołuje się często do XIII-XIV), a kończy na przełomie XVIII i XIX z różnym uwagami dotyczącym współczesności.
Struktury codzienności
Tom pierwszy to analiza funkcjonujących na świecie procesów wytwórczych. Czego tam nie ma! Są szacunkowe ilości wytwarzanej przez poszczególne kraje energii, są bilanse energetyczne poszczególnych przemysłów, są analizy cen podstawowych produktów żywnościowych, płac, kosztów… Jest o technologiach, jest o miastach, o wsiach, o hodowli… Do tego liczby, tabele, wykresy, mapy, diagramy. I kiedy się to czyta, odkrywa się świat, którego się nie nie znało. Pojedyczne zdania z książek do historii nabierają zupełnie nowego znaczenia. Co ważne, to nie jest książka o historii politycznej. To jest książka o trwaniu i powolności przemian. Pierwszy tom jest więc o produkowaniu i głównie koncentruje się na wiekach XIV-XV. Ale ponieważ mnóstwo odniesień wybiega w przyszłość, nie ma się wrażenia, że jest to opowieść chronologiczna, a raczej praca przekrojowa.
Struktury codzienności to pochwała zwykłej pracy zwykłych ludzi, jednak bez jakiegokolwiek komentarza ideologicznego. To pokazanie jak wyglądała praca kowala, młynarza czy kupca i jaki wpływ na ich aktywność zawodową miały powiązania gospodarcze oraz innowacje/usprawnienia.
Gry wymiany
Tom drugi (Gry wymiany) to kilkaset stron na temat handlu i kupiectwa. To jest już kosmos. Bo jeżeli o produkcji mamy czasami jakieś pojęcie, o tylko obrocie pieniężnym i finansowym – już bardzo nieznaczne (czytaj: żadne). Braudel pokazuje w jaki sposób wykształciły się banki, jak działały transakcje clearingowe (ktoś je wymyślił 700 lat temu!!!), jak krążył w Europie (i poza nią) pieniądz. O ile pierwszy tom jest opowieścią głownie o Francji, o tyle drugi jest o Genui, Wenecji i Amsterdamie. Ten drugi tom był dla mnie odkrywczy, bo nie sposób nie docenić cichych innowacji finansowych: papierowego pieniądza, kredytu. Ten tom jest szczególnie ważny dla Polski, bo pokazuje istotę naszego obecnego zapóźnienia. Szokujące jest czytanie o dojrzałości XVII-wiecznych miasta holenderskich, o długofalowej polityce handlowej i finansowej, o kształtowaniu przez nich całych rynków. Dla szlacheckiego przecież (u nas nie ma potomków chłopów) społeczeństwa polskiego, poczytanie o tym czym była gospodarka kupiecka będzie jak zajrzenie do jakieś innej rzeczywistości…
Czas świata
Tom trzeci ma w sumie dwóch bohaterów: Holenderską Kompanię Wschodnioindyjską (V.O.C.) oraz angielską rewolucję przemysłową. O ile o rewolucji większość z nas uczyła się w szkole i coś tam kumamy (ale zaręczam, że niewiele), o tyle to co zrobili Holendrzy, sądzę że będzie nowością. Opowieść o V.O.C. jest opowieścią o pierwszej światowej korporacji, o sieci pośredników, o interesach na skalę światową. Światową. Jeśli sądzicie że mega-korporacje w rodzaju Apple to wymysł współczesności, koniecznie zainteresujcie się V.O.C. bo ich kapitalizacja ważyła tyle, ile teraz waży Apple.
W większości uświadamiamy sobie, że żyjemy w czasach krótkich odległości i szybki podróży. Przestrzeń nie jest dla nas jakimś specjalnym ograniczeniem, ale kiedyś – była. Braudel pokazuje jak bardzo na ludzkie życie wpływała przestrzeń. Jak prowadzić interesy pomiędzy Moskwą a Pekinem, jeśli kupieckiej karawanie podróż tam i z powrotem zajmuje 3 lata? Jak szacować zyski? Jak podejmować decyzje? Jak inwestować?
Nowoczesność kiedyś
Gdzieś na końcu trzeba postawić sobie pytanie, jaki sens poszukiwania nowoczesności grzebiąc w historiach sprzed kilkuset lat. Nie potrafiąc wskazać bezpośredniego połączenia, jednoznacznie powiedzieć że „to własnie to”, jestem przekonany, że jest wielki.
Pierwsza rzecz na którą zwróciłem uwagę, to długie trwanie. Właśnie teraz, w momencie kiedy czytacie te słowa, gdzieś w tle działają procesy które zaczęły się już kiedyś, które są cały czas obecne, których skutki doświadczamy ale sobie tego nie uświadamiamy (tzn. tego połączenia). Za czas jakiś te procesy się objawią, czyli je sobie uświadomimy. Może my, może historycy którzy będą analizować nasze czasy. I wszyscy będą sobie zadawać pytanie, jak to możliwe, że nikt tego wcześniej nie widział, nie uświadamiał sobie i niczego z tym nie zrobił. Ta książka właśnie o tym jest.
Druga sprawa, to uświadomienie sobie, że przyszłość nie jest kształtowana przez pojedyncze czynniki, wybitne jednostki czy zbiegi okoliczności. Zmiana tworzy się przez wspólne pojawienie się kilku tych rzeczy i to jeszcze w jednym czasie. A do tego potrzeba też odpowiedniej podbudowy (wcześniej) i stabilizacji (później). Powiedzmy sobie jasno – jeśli ma się ambicję zmieniania świata, wpływania na społeczeństwo itd. to nie jest optymistyczny wniosek. Z drugiej jednak strony, taka inercja gospodarki ma swoje zalety, bo nie wszystkie pomysły na poprawienie losu ludzkiego są pomysłami dobrymi. Będę wkrótce pisał osobny o tekst o zbieżnościach między rewolucją przemysłową, a wprowadzeniem designu do organizacji. Tematy są pozornie odległe, ale tylko pozornie.
Trzecia sprawa, jeśli u Sowy była mowa o naszej peryferyjności, to tutaj wymowna cisza na temat Polski nie pozostawia miejsca na wątpliwości. Więc nie jest tak, że Sowa paskudzi do swojego gniazda. Inni też te rzeczy widzieli, tylko litościwie nie komentują ich na wymiarze organizacji politycznej, a jedynie opisują fakty (gospodarcze).
Potęga wolnego wzrostu
Trzecia istotna rzecz, to uświadomienie sobie po raz kolejny, w jak wyjątkowych czasach żyjemy. Bo od – zaryzykujmy – nieco ponad 100 lat żyjemy w czasach szybkiego wzrostu i nie kojarzymy czym jest wzrost wolny. Wolne tempo wzrostu, wynikające z wolnego tempa życia i ograniczających możliwości. Ten wątek pojawił się też (w nieco innym wymiarze) u Piketty’ego, który liczbowo pokazywał czym jest wolny wzrost. Piketty pokazuje na liczbach to, co Braudel opisuje – przez większość swojej historii ludzie (i cywilizacje) rozwiją się bardzo wolno. Na tyle wolno, że trudno to dostrzec.
Tak finalnie, to chyba o tym jest ta książka. Z jednej strony o tym, że szybki wzrost akurat nam się przytrafił (chociaż już raz, daaaawno temu – XIII wiek – Europa też rosła podobnie), z drugiej, że nawet wolny wzrost jest wzrostem i finalnie na coś się przekłada. I teraz zakończę, ale Braudel powróci wkrótce przy okazji różnych innych rozważań. Tak czy owak, jest to porywająca lektura z gatunku tych, które naprawdę pokazują coś nowego.
Zestawianie Sowy i Braudela… Braudel był wybitnym (jeśli nie najwybitniejszym) historykiem i widząc to jak Sowa potraktował tę dziedzinę nauki to dołączyłby najpewniej do historyków akademickich, którzy zjechali „Fantomowe ciało króla” z góry na dół za niezrozumienie podstawowych pojęć historycznych, nieznajomość faktów, operowanie starymi badaniami, a przede wszystkim dobieranie tego wszystkiego pod publicystyczną, nie naukową tezę. Żal mi trochę, że Braudel także nie miał dostępu do nowych badań co do historii Polski i musiał opierać się na Witoldzie Kuli np. ale Sowa już taki dostęp miał. Jednak nie skorzystał z niego i napisał fan-fiction historii Polski.
Trudno mi się wprost odnieść do Twojego komentarza, będąc całkowitym amatorem w tej dziedzinie. Oczywiście jestem świadom pewnego – nazwijmy to delikatnie – publicystycznego charakteru pracy Sowy. Wiem też, jak została odebrana w gronie zawodowych historyków, bo czytałem miażdżące jej krytyki. Dla mnie „Fantomowe” jest pewnego rodzaju spekulacją i – patrząc na to z nieco odleglejszej perspektywy czasowej – rodzajem intelektualnej prowokacji. To jest jakiś związany z historią rodzaj critical design, szczególnie dla mnie cenny, bo poruszający bardzo czułe struny.