„Język miast” Deyana Sudjica

„Język miast” to kolejna książka Deyana Sudjica wydana po polsku (podziękowania dla Wydawnictwa Karakter). Tym razem – o miastach. Nazwisko znane, temat też obiecujący, więc czekałem na serię nadchodzących objawień.

Sięgałem z ogromną nadzieją licząc na urbanistyczno-architektoniczną ucztę i przez pierwsze wiele, wiele stron, byłem rozczarowany. Nie potrafię wskazać jakiegoś bardzo konkretnego powodu – po prostu oczekiwałem, że ta książka będzie inaczej napisana, o innych tematach. Że będzie ciekawsza. Ale ona taka nie jest, bo to jest książka Sudjica. I wtedy uświadomiłem sobie, że miałem tak z każdym jego tytułem – że żaden nie przypadł mi do gustu tak całkowicie i od razu. Żaden nie mógł powiedzieć o sobie „idę prosto, nie biorę jeńców”.

Teoretycznie książka Sudjica ma strukturę (której widomym efektem są rozdziały), praktycznie są to jednak bloki bardzo szerokie, które pozwalają Sudjicowi na swobodne i pełne dygresji wywody. Po jakimś czasie zauważyłem, że moje znużenie lekturą powodowane jest głównie przez (dłuższe) fragmenty dotyczące Londynu. Tutaj wyraźnie widać, że Londyn jest Sudjicowi bliski i że jego obserwacje są bardzo detaliczne. Ponieważ Londynu nie znam, więc i do części tych obserwacji i rozważań miałem stosunek nieco chłodny. Być może to wynik mojego braku obycia i nieogarnięcia (że nie byłem w Londynie), ale nie byłem też w wielu innych miastach (np. Meksyku, Paryżu, Pekinie czy Sankt Petersburgu), ale o nich czytało mi się jakoś bardzo interesująco. Nie znaczy to w żadnym razie, że dywagacje o Londynie są kiepskie. Są po prostu nieco bardziej szczegółowe niż o innych miastach.

Sudjic bierze pod lupę klasyczne składowe miejskości (położenie miasta, nazwę, ustrój polityczny itd). Nie jest to nawet jakaś szczegółowa analiza, a typowa dla Sudjica gawęda, gdzie płynie się z prądem narracji, by po kilku stronach odkryć nagle, że czytamy już o czymś zupełnie innym.

Dla mnie najbardziej interesujący jest rozdział ostatni (Idea miasta), opisujący kształtowanie (się) współczesnych miast. Zamiast traumatycznych ataków na modernizm, Sudjic opisuje stan miast, który do triumfu modernizmu doprowadził. Cytuje Marksa i Engelsa (rzecz nie do pomyślenia w Polsce), cytuje Dickensa i Zolę i przedstawia obraz krańcowej nędzy i upadku tego, co kiedyś miało się za cywilizację zachodnioeuropejską.

To właśnie odraza XIX-wiecznych intelektualistów do miasta pozwoliła Le Corbusierowi i jego uczniom przeprowadzić brutalne zabiegi chirurgiczne na tkance miasta, mające oczyścić wielkie metropolie XX wieku. Le Corbusier należał zresztą do pokolenia, które pamiętało zagrożenie epidemią – nie tak dawno cholera zabijała rocznie 20 tysięcy paryżan. Prekursorzy modernizmu ze wszystkich sił starali się znaleźć sposoby na ujarzmienie żywiołu miasta. Postrzegali je jako miejsce, w którym ukryta mroczna i złowroga natura nieustannie grozi wydobyciem się na powierzchnię, erupcją moralnej zgnilizny, przemocy i nędzy oraz wchłonięciem wartości cywilizowanych.

Na tle zadymionych miasta rewolucji przemysłowej i Sudjic opisuje możliwe nowe modele rozwoju idei miejskości. Jednym z nich jest model Doliny Krzemowej, czyli właściwie federacja miast, miasteczek, campusów i firm tworzących bardzo unikalny ekosystem.

Zmienia się także idea miejskości, a jej redefinicji sprzyja gwałtowny wzrost ruchu turystycznego do miast. Liczby podawane przez Sudjica są szokujące, chociaż prawdziwe. Jednak to nie same liczby robią największe wrażenie, ale uświadomienie sobie, że te miliony ludzi przybywają do jakiegoś miasta, żeby zobaczy dosłownie kilka obiektów. Mimo że miasto bez mieszkańców nie funkcjonuje, to idea tłumu jest miejskości obca, bo prowadzi do utraty kontroli i anarchii, co wypacza samą ideę miejskości.

Bardzo ciekawe jest Sudjica zdefiniowania miasta: wspólnoty, która ma pozwolić ludziom łatwiej się bogacić (różnych definicji jest zresztą w książce kilka). Ta jest o tyle ciekawa, że kładzie nacisk na oddolne ruchy skłaniające ludzi do twórcze oraz migracyjne. Sudjic zwraca uwagę, że na skutek masowej migracji (o której wiemy), zmienia się ekonomiczne znaczenia miasta. Zamiast dominującej przez całe tysiąclecia sytuacji, w której miasto jest synonimem zamożności, od kilkudziesięciu lat mamy do czynienia z masowym napływem najbiedniejszych mieszkańców wsi i globalnym trendem w którym miasto jako całość ubożeje (patrząc na wskaźniki ekonomiczne). Czy jest to powód do niepokoju? Trudno jednoznacznie powiedzieć. Faktem jest jednak, że wszelkiego rodzaju polityki miejskie czy urbanistyczne były przez cały czas budowane przy założeniu sporych możliwości ekonomicznych. Rozrastające się strefy biedy powodują, że już wkrótce koniecznie trzeba będzie zmienić sposób myślenia o zadaniach stojących przed miastami. Mam wrażenie, że olbrzymie metropolie będą w coraz większym stopniu przejmować na siebie typowe role państwa, szczególnie w obszarze życia codziennego oraz polityki społecznej.

Wspaniałe są historyczne wycieczki Sudjica pokazujące zależność lokacji dużych miast (i stolic) od układów politycznych. Opowieści o Istanbule i Ankarze, Moskwie czy Berlinie, ulicach Sao Pauli i Brasilii, systemie osadniczym Holandii to wyjątkowe gawędy prowadzone od dygresji do dygresji.

Oceniając tę książkę z perspektywy czasu, powiedziałbym że jest to typowa książka Sudjica – rodzaj kilku osobnych opowieści erudyty na zadany temat. Doskonale wyobrażam sobie każdy z tych rozdziałów jak transkrypcja wykładu: potoczysty język, mnóstwo historii, narrację, która znajduje ukoronowanie w podsumowaniu każdego z rozdziałów.

A gawędzenia jest sporo. Jeśli nie pomyliłem się w liczeniu, to według indeksu w książce pojawiają się 54 miasta. Niektóre oczywiście kilka razy. Efektem tego jest narastające odczucie braku konkretnego podsumowania – gdybym chciał podsumować czego dowiedziałem się o Pekinie, powinienem zajrzeć po kolei na poszczególne strony (w tym przypadku: dużo stron). O ile nie raziło to zupełnie w B jak Bauhaus, czy w Języku rzeczy, o tyle tutaj już nieco bardziej przeszkadza. Niby jest tutaj problemowość, ale tolerancja na przerzucenie się do tematu pobocznego jest dla Sudjica na tyle duża, że nieustannie jesteśmy zasypywani danymi i ich interpretacją, ale po 10 stronach rozdziału, trudno jest jednoznacznie powiedzieć o czym on konkretnie jest.

Być może jednak właśnie to jest zaletą tej publikacji – nie jej wąska specjalizacja (tematyczna czy geograficzna), ale głębokość i szerokość spojrzenia, także na tematy pokrewne. Jeżeli za jej cel postawić sobie popularyzację wiedzy o mieście jako takim oraz pokazanie jak wybrane elementy wpływają na nie, to książka ta spełnia swój cel. Powinna świetnie sprawdzić się jako lektura dla miłośników miast, designu (ona jest właśnie o tym, że miasto to wyniki procesu projektowego) oraz sposobu narracji Sudjica.

O miastach można jednak mówić zupełnie inaczej, ale o tym za tydzień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *