Jakiś czas temu w kręgu osób piszących UXowe blogi pojawił się pomysł, aby co jakiś czas pisać tekst na wspólnie uzgodniony temat (co wymyślił Paweł Nowak z bloga nowy.me). Dzięki temu mielibyśmy szansę na coś w rodzaju ustrukturyzowanej wymiany poglądów, a i dla czytelników mogłoby to być interesujące. Na pierwszy ogień poszedł temat o etyce projektowania projektanta. Pozornie wydawał mi się dość oczywisty, ale kiedy zacząłem o nim myśleć intensywnie, to takim być przestał.
Co oznacza „dobry projektant” a co „etyczny projektant”? Dobry projektant to teoretycznie wiadomo – dobrze projektuje rzeczy (czyli patrzymy funkcjonalnie). Ale dlaczego nie mówi się o „dobrym projektancie” w kontekście jego zachowań i cech osobowościowych. Nota bene, nie mówi się tak o żadnym z zawodów – z zupełnie niezrozumiałych dla mnie przyczyn, jakość pracy jest oddzielana od subiektywnej oceny jej wykonawcy. Dobry górnik, dobry trener, dobry pisarz, dobry dyrygent… zawsze mówimy tylko o aspekcie profesjonalnym. To taka uwaga zupełnie na marginesie.
***
Z mojego punktu widzenia, etyka projektowania to projektowanie w taki sposób, aby nie trzeba było wstydzić się swojego projektu przed żadną ze stron – aby bez uczucia dyskomfortu móc wytłumaczyć swój projekt i abyśmy mogli spojrzeć w oczy wszystkim osobom przy nim pracującym. I wcale nie mówię tutaj tylko o wynik końcowym, bo w tę etykę wpisuje się także sposób dojścia do niego (czyli proces). W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o moralnym dyskomforcie (eufemistycznie rzecz mówiąc) odczuwanym przez wielu twórców Projektu Manhattan – stworzyli coś, co z jednej strony przyczyniło się do szybszego zakończenia wojny i oszczędziło wiele istnień, z drugiej zaś – doprowadziło do wielu innych tragedii. Kiedy zaczynali, nie wiedzieli gdzie skończą, chociaż w pewnym momencie zaczęli się domyślać i wcale im to nie pomogło. Nie wiedzieli, ale czuli że coś jest nie tak. W połowie XIX wieku John Ruskin napisał:
Żaden człowiek nie wie i nie może wiedzieć, jaki będzie ostateczny wynik danego sposobu postępowania dla niego samego i dla innych. Ale każdy człowiek może wiedzieć i większość z nas wie, jaki czyn jest sprawiedliwy a jaki niesprawiedliwy.
Że co? Że my nie projektujemy bomb atomowych? Bzdura, projektujemy rzeczy, o których przyszłym wykorzystaniu nie wiemy nic, w szczególności nie wiemy jak zmienią życie swoich użytkowników.
Fundamentem etycznego projektowania są – wiem, to mało popularne słowa – empatia i szacunek dla drugiego człowieka, w szczególności dla tego co i jak czuje. Projektowanie to niebezpieczny zawód. Każdy z nas jest przekonany, że posiada wiedzę (objawioną czy zdobytą – to nieistotne) na dany temat i że nasze pomysły są najlepsze. Niebezpieczeństwo pojawia się, ponieważ oczekuje się od nas poprawy świata. I każdy z nas ma sto recept na to, jak ten świat poprawić, a każda z tych recept jest lepsza. I to jest właśnie początek zła, bo Zło zaskakująco często bierze się właśnie z chęci czynienia dobra, wprowadzania postępu. Niecałe 200 lat temu w „Wykładach o filozofii dziejów” Hegel pisał:
Ludzie wielcy w historii to właśnie ludzie, których cele partykularne zawierają treść substancjalną wyrażającą wolę ducha świata (…) Wielkie postacie historyczne nie mają zazwyczaj tej praktycznej trzeźwości, aby pamiętać o takich czy innych drobiazgach, aby liczyć się z wieloma rzeczami, gdyż oddane są niepodzielnie i bez zastrzeżeń jednemu tylko celowi. Dlatego też zdarza się nieraz, że odnoszą się lekkomyślnie do innych spraw wielkich, a nawet świętych, i postępowanie to można oczywiście z moralnego punktu widzenia ganić. Ale wielki człowiek musi zdeptać na swej drodze niejeden niewinny kwiat i niejedną rzecz zburzyć.
Osobiście mam wrażenie, że większość zła uczynionego przez projektantów polega właśnie na deptaniu tych kwiatów (w imię: użyteczności, konwersji, racjonalności, postępu, wzrostu, zasięgu, uznania branży itd). Etyczne projektowanie to dla mnie pewien sposób postrzegania świata, w którym regularnie zadaję sobie pytanie o to, co będą odczuwać osoby, które los zmusi do skorzystania z mojego rozwiązania. Jak zmieni to ich życie? Jak będą się czuły? Co będą myśleć o sobie w trakcie nauki korzystania z produktu/usługi?
Projektowanie to nie zabawa – projektowanie to władza. Kiedy o tym myślę, jakoś naturalnie przychodzi mi do głowy skojarzenie z Pierścieniem Władzy. Historia Isildura jest tutaj bardzo wymowna.
W powyższym filmie nie chodzi mi wcale o to, że projektowanie to zło. Kluczem do zrozumienia mojego przekazu jest jedno padające tam zdanie: but hearts of men are easiliy corrupted. Obejrzycie ten film jeszcze raz i zwróćcie uwagę, na podnoszącego pierścień Isildura i na przemianę jaka następuje w nim kiedy chwilę później jedzie na czele swojego oddziału – dumny, pyszny… (niestety nie dałem rady znaleźć tego filmu w wersji standardowej, która pokazywała to lepiej – w wersji extended jest to bardzo rozmyte i bez sensu łopatologicznie pokazane. W wersji standardowej jechał pyszny a potem jego ciało unosiło się w rzece ze strzałami wystającymi z pleców). Dlaczego zginął? Najbardziej oczywiste – bo Pierścień zsunął mu się z palca. Czy aby jednak dlatego? Nie, zginął dlatego, że z Pierścienia korzystał i że mu zaufał, że wzrósł w pychę. Popatrzcie jak Pierścień zmienia Bilba, kiedy mówi do siebie, że może powinien go zatrzymać:
Właśnie tego powinniśmy się obawiać. Tak, my! My wszyscy zajmujący się projektowaniem. Bo projektowanie to władza i to władza potężna, a władza lubi niszczyć.
Myśląc o etyce projektowania, zawsze trzeba brać pod uwagę najgorsze możliwe scenariusze. Projektujemy, bo jesteśmy z natury optymistami i wierzymy, że świat można poprawić. Odrobinę, ale poprawić. Ale poprawiając ten świat, trzeba zawsze zakładać, że jednocześnie go pogarszamy. Z mojej perspektywy jest to jedyny skuteczny środek autorefleksji. Inaczej bardzo szybko staniemy się wydmuszkami, przekonanymi o konieczności podążania jedynie słuszną ścieżką (czyli tą, którą podążamy). Mówiąc wprost, projektując trzeba mieć wątpliwości wobec naszych wyborów i racji. Wątpliwości co do jakości naszych działań powinny być naszą drugą naturą. Bez wątpliwości, bez dystansu wobec siebie i własnych poglądów jest fanatyzm i prozelityzm. A jedno i drugie jest krańcowo odległe od ideałów nie tylko projektowania etycznego, ale projektowania w ogóle.