Estetyka książki – trzy eseje o typografii

Estetyka książki

Są książki, które od razu zwracają na siebie uwagę w księgarni i są też te cichsze: mniejsze, węższe, cieńsze. O trzech takich rewelacyjnych książkach chciałem dzisiaj napisać. Wszystkie trzy zostały wydane przez d2d w cudownej serii Estetyka książki.

Perfekcyjna maszyna do czytania

Zaczynam od Perfekcyjnej maszyny do czytania napisanej przez Rolanda Reußa, bo spośród tej trójki jest to chyba książka najłatwiejsza i najbardziej przystępna. Oczywiście ona jest o składzie, bo jakżeby mogła być o czymś innym. Jednak uwagi na temat doboru kroju, justowania czy dzielenia wyrazów, są tylko przyczynkiem do rozważań na temat społecznej roli książki i druku. Ta książka mnie wzruszyła, naprawdę. Każdy jej akapit jest wyrazem miłości autora do książki jako idei i książki jako rzeczy. Nie ukrywam że mam podobnie, więc główny przekaz tej książki był dla mnie jasny.

Książka zaczyna się rodzajem mini-eseju na temat wyraźnie pogarszającego się rozumienia roli jaką drukowane książki odgrywają współcześnie. Reuss ma ostre pióro, jest mocno zaangażowany w temat i wyraźnie opowiada się po jednej ze stron – stronie tradycji. Te pierwszy kilkanaście stron to zdrowe używanie po tzw. nowych mediach i tym, w jaki sposób traktują one litery (i skład). O chociażby taka perełka:

Kiedy papież ogłasza, że stosowanie prezerwatyw jest grzechem, natychmiast pojawia się krytyka; kiedy natomiast cieszący się sławą nieomal boskiego guru były dyrektor generalny firmy Apple (…) proklamuje śmierć książki, zdrowy rozsądek zostaje wyłączony, a przesłanie to jest potulnie przekazywane pokornemu ludowi.

Cała książka ma formę „alfabetu”, czyli jest to zestaw haseł (rodzaj słownika/encyklopedii) związanych z ergonomią książki. Bo ta tytułowa „maszyna do czytania” to idealny stan, w którym książka zostaje zaprojektowana i wydana w taki sposób, że łatwo z niej korzystać (wygodnie się ją trzyma, wygodnie czyta, wygodnie przewraca kartki, a to co się czyta – łatwo się zapamiętuje). Jest więc tutaj bardzo dużo konkretu: na ile zrobić wcięcia akapitów, jak ustawić interlinię, jak numerować strony. Ale dużo jest też tekstów artykułów polemicznych: o jakości współczesnych okładek, o ręcznym składzie tekstu itp.

To jest książka, która ucieszy specjalistów, ale która sprawi też mnóstwo przyjemności zwykłym amatorom książek. Sporo się z niej nauczą i zrobią to bardzo dyskretnie, bo to nie jest podręcznik. Te nieco ponad 80 stron kończy się się zdecydowanie zbyt szybko i to jest dla mnie główna wada tej książki…

Jak projektuję książki

Zdecydowanie bardziej specjalistyczną jest książka Friedricha Forssmana Jak projektuję książki. Autor, który jest jednym z najbardziej znanych współczesnych niemieckich typografów/zecerów (świadomie nie podejmuję się wybrać jednoznacznie) na niecałych 90 stronach opisuje swój proces projektowania książek. Jest to więc odniesienie się wprost do tego, co obiecuje tytuł.

Ujęła mnie ta książka już na stronie 11 gdzie przeczytałem:

Projektowanie nie jest ani sztuką, ani nauką, lecz rzemiosłem. Rzemiosłem artystycznym – pojęcie to uległo daleko idącej dewaluacji, podobnie zresztą jak słowo „dizajn”, które oznacza coraz częściej „blichtr i natarczywe skupianie się wyłącznie na własnym dizajnerstwie”.

Chciałoby się – trochę jak Jacek Gmoch – zrobić teraz klasyczne „hehehehe”. Czyż nie jest to piękne? Czyż nie jest to prawdziwe? Niestety jest…

Lektura Forssmana pomaga wykształcić typograficzną wrażliwość. Niewiele jest dziedzin, które tak bardzo podatne są mikro-zmiany, które tak mocno przekładają się później na finalny efekt. Większość z nas nie jest ich świadoma. Rola interlinii, świateł międzywyrazowych, rytmu słów, kerningu… dla większości użytkowników książek (czytelników) te rzeczy są całkowicie przezroczyste (czyli są dizajnem idealnym). Po prostu wygodnie im się coś czyta. Forssman pokazuje jednak u siebie, dlaczego tak jest.

Jak już wspomniałem, Forssman naprawdę opisuje cały proces projektowania książki: wybór kroju, układ treści, układ kolumn, zagadnienie wyrównania tekstu czy finalnie opracowanie stron tytułowych i projekt oprawy. I mimo że autor ma tutaj tylko 90 stron, to mam wrażenie przejścia razem z nim pełnego procesu projektowego. Nie znaczy to, że cokolwiek umiem. Znaczy to tylko tyle, że autor naprawdę przeszedł przez wszystkie te części i większość z nich opatrzył swoim komentarzem.

Czy jest to podręcznik? Zdecydowanie – nie. Czy ta książka uczy? Zdecydowanie – tak. To bardzo subtelna forma nauki, pokazująca sposoby rozwiązywania wielu problemów projektowych. A tak przy okazji, Pierwsza pomoc w typografii o której kiedyś pisałem to też jest Forssmana. Zaiste, ma on umiejętność tłumaczenia rzeczy.

Reguła i intuicja

Jako ostatnią zostawiłem książkę Hansa Rudolfa Bossharda Reguła i intuicja. O rozwadze i spontaniczności projektowania. Przedstawiam ją jako ostatnią, bo uważam że spośród całej tej trójki jest ona zdecydowanie najbardziej hermetyczna. I to wcale nie dlatego, że jest jakoś trudno napisana – jest po prostu najbardziej specjalistyczna.

O ile poprzednie tytuły mogą być interesujące dla osób, które nie zajmują się zawodowo projektowaniem (żeby się nimi nacieszyć wystarczy po prostu lubić książki), o tyle ta jest adresowana raczej do projektantów. Głównym obszarem zainteresowań autora są tutaj proporcje. Ileż w tej książce matematycznych konstrukcji! Przeróżne podziały, różne formaty o różnych proporcjach. Fascynujące, ale już raczej dla specjalistów. Także tutaj pojawia się oczywiście wątek doboru odpowiedniego kroju, ale tutaj osadzony jest w kontekście formatu. Bo właśnie format, jego proporcje i to co z nich wynika są głównym polem rozważań.

Ale podstawowym pytaniam stawianym przez Bossharda jest pytanie o to, gdzie znajduje się granica między spontanicznością, a tworzeniem zgodnie z pewnymi regułami. Projektowanie postrzega on właśnie w kategoriach takiego napięcia: z jednej strony potrzeby artystycznego uzewnętrznienia się (poddanie się intuicji), z drugiej – funkcjonowania w ramach pewnych reguł, bo wszak mówimy tu o projektowaniu, a nie o sztuce.

Na koniec

Kiedy nieco się uwrażliwicie zobaczycie wokół siebie kwitnące królestwo troglodytów – osób wyśmiewających książki i czytelników (głównie z tego powodu, że sami tych książek ani nie czytają, ani nie mają). Ja na takie osoby trafiam regularnie. I niestety jest tak, że winę ponoszą tutaj właśnie nowe media, obiecujące wszystkim piękny łatwy dostęp do wszystkiego, głębokie przemyślenia na stronach internetowych, świetnie dostrojoną do tego typografię i intelektualizujące teksty na facebooku.

Wszystkie trzy opisywane dzisiaj tytuły pokazują, dlaczego mimo ponad 500 lat od wynalezienia druku, książki nadal się drukuje (i zapewne będzie drukować). To właśnie tego typu przemyślenia i refleksje stanowią o kulturalnej wartości i misji cywilizacyjnej druku.

Ja cieszę się, że takie wydawnictwa ukazują się po polsku. Pewnie, chciałbym żeby były jeszcze czytane, ale naprawdę nie jest źle, bo po latach chudych przyszły lata tłuste i o typografii na najwyższym poziomie można czytać po polsku.

A o kolejnej książce z tej serii, czyli o Światach zewnętrznych też pisałem, tylko przy innej okazji.

2 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *