
Wyjątkowo zacna książka, należąca do kategorii tych, które kalają własne gniazdo. Krytyczna refleksja na temat własnej dziedziny jest zawsze na propsie, świadczy wszak o głębszej (auto) refleksji. Epoka spektaklu taką książką jest – pokazuje krytyczny obraz z miłości i z miłością. Bo czasami tak trzeba.
London calling
Pisząc o jednej z książek Sudjica wspominałem, że większość przykładów tam umieszczonych odwołuje się do Londynu, co jest dla mnie pewnym problemem bo zupełnie tego miasta nie znam, niespecjalnie więc też je rozumiem. I mimo, że ten Londyn blisko, to jednak strasznie daleko. Tymczasem Epoka spektaklu. Perypetie architektury i miasta XXI wieku jest książką dojmująco brytyjską londyńską, a mimo to nawet takiej osobie jak ja – czyta się ją znakomicie. Nie jest to jednak książka tylko o Londynie. Jest on tam miastem dominującym (stamtąd pochodzi autor) ale nie jedynym.
Tom Dyckohoff pisze znakomicie – niby w sposób wyważony i beznamiętnie, ale tam gdzie potrzeba potrafi przycisnąć i pisać bardzo wprost: złośliwie, ironicznie i celnie. Ułatwia mu zadanie fakt, że pisząc o zmianach globalnych, pisze o własnym mieście: mieście które kocha (mimo, że nigdzie wprost tego nie napisał), mieście które było też miastem jego ojca.
Jeśli oczekujecie, że Epoka spektaklu będzie wielką opowieścią o ikonicznych budynkach XXI wieku (wszak tytuł zobowiązuje!), to będzie. Ale będzie to story bardziej o uwarunkowaniach gospodarczych, decyzjach politycznych, zjawiska i trendach. Będzie też oczywiście o samej architekturze, ale znacząco mniej. Nie martwi mnie to jednak, bo prowadząc taki rodzaj narracji, Dyckhoff pokazuje nieznane powszechnie schematy powiązań. Ze względu na wyświechtanie, nie chcę używać metafory niewidocznej części góry lodowej, ale przyszła mi ona do głowy. A przyszła właśnie w kontekście polityki i gospodarki.
Architekt, czyli kto?
Przyznam, że jeszcze do niedawna sądziłem, że za to jak wygląda budynek, odpowiedzialny jest architekt. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że dla zwykłego człowieka, te wszystkie historie o budynkach są historiami o tym, że coś ma stać? I nie może się zawalić?
Kilka ostatnich lektur zburzyło mój obraz i zaczynam dostrzegać, że każda braża ma swoich wykonawców: typografowie – drukarzy, projektanci interakcji – programistów, a architekci – budowlańców. I jak to w życiu – jedna rzecz to przekazany projekt, a druga – finalny wykon. Mam tę refleksję za każdym razem, kiedy widzę w centrum Warszawy zaprojektowany przez Libeskienda wieżowiec. Pamiętam projekt, a realizacja – no cóż – jakoś od tego projektu odbiega…
Architekci nie cieszą się najlepszą reputacją. Spójrzmy tylko, jak przedstawia ich Hollywood. (…) są egocentrycznymi autokratami, którzy ponoszą porażkę. Architektura, profesja od zawsze targana wątpliwościami co do swojej natury – jesteśmy sprzedawcami czy specjalistami, artystami czy biznesmenami, budowniczymi czy myślicielami, naukowcami czy socjologami, czy wszystkimi nimi zamkniętymi w jednej boskiej istocie? (wielu dochodzi do wniosku, że właśnie tymi ostatnimi).
Zwłaszcza na poziomie gwiazdorskim, słynnych starchitektów, pojawia się wątek polityczny. Polityka, którą pokazuje Epoka spektaklu nie jest jednak polityką z głównych wydań wiadomości. Poza naprawdę wyjątkowymi realizacjami, architektura wchodzi w relacje z polityką na poziome lokalnym. Z czasem oczywiście bohaterowie lokalni, mogą przejść na format globalny, czego przykładem może być Boris Johnson. Kiedyś burmistrz Londynu, dzisiaj prominentna postać Partii Konserwatywnej i kandydat na premiera (piszę to na początku czerwca 2019 roku). Trochę, podkreślam – trochę – Epoka spektaklu jest kontrapunktem do szeroko znanej Gdyby burmistrzowie rządzili światem.
I w tym wszystkim na końcu hejt idzie na architekta. Czy zasłużenie? Chyba nie zawsze.
Epoka spektaklu
Od dawna postrzegam architekturę jako jeden z obszarów projektowania, niespecjalnie różniący się od innych. Tutaj leje się beton, gdzieś indziej pisze się kod czy modeluje bryłę. Główna idea – kontrolowany sposób wpłynięcia na docelowy i oczekiwany stan przyszły – wszędzie jest taka sama. I problemy też są takie same.
Każdy, kto kiedykolwiek przeszedł się gdziekolwiek w świecie po moście, rozumie żę jest to to wyjątkowe doświadczenie (…). Doświadczenie to jest przyjemnym produktem ubocznym głównej funkcji mostu: przeprawy. Dziś jednak przeprawa stała się produktem ubocznym doświadczenia. Żaden już most, nie może sobie wisieć po cichu, tak po prostu. Musi być interesujący.
Ta historia o moście jest wzruszająca, bo mogła wydarzyć się wszędzie i każdemu. Rzeczy nie mogą już być, one muszą coś tworzyć:
Wygląda na to, że mosty są teraz bardziej symbolami niż mostami, a przejazd z punktu A do punktu B zamieniają w doświadczenie, które zmienia życia.
Jednocześnie nie sposób nie odnieść wrażenia, że coś poszło tutaj nie tak, szczególnie kiedy czyta się o naprawdę pretensjonalnych realizacjach, które są typowymi przykładami tzw. problemów pierwszego świata. Pogoń za festynem, za lansem, za lajkami i popularnością prowadzi do zaprzeczenia idei projektowania.
Ironia polega na tym, że mostek Heatherwicka jest kompletnie bezużyteczny. Oszczędza nam dziesięć metrów marszu. Czepiam się tej bezużyteczności właśnie. Dzisiaj nawet rzecz banalna, niepotrzebna, staje się doświadczeniem.
Zdaję sobie sprawę, że jako osoba pozbawiona jakichkolwiek umiejętności wytwórczych/projektowych czy wrażliwości artystycznej, mogę być posądzony o to, że daję tutaj upust wynikającemu stąd resentymentowi. Że krytykuję takie podejście, bo zazdroszczę ludziom takimi wrażliwościami obdarzonym. Z pewnością jest coś na rzeczy. Mam też jednak przekonanie, że architektura projektowanie gubi gdzieś swój modernistyczny i konstruktywistyczny napęd, a dobudowywanie elementu doświadczenia jest tylko i wyłącznie formą autoekspresji projektanta. Epoka spektaklu może zostawić Was z tym przekonaniem, ostrzegam.
Na koniec
Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, o czym jest Epoka spektaklu. Na najwyższym poziomie, byłaby chyba (jednak!) opowieścią o tym, jak rozmienia się ona na drobne; opowieścią o tym, jak traci swoją duszę i jak bardzo zgubny dla świata jest współczesny kapitalizm. To trochę taka historia o gwiazdach i gwiazdeczkach. lansie i – mimo wszystko – poszukiwaniu akceptacji dla swoich działań.
Na tym tle jest to jednak cały czas książka o architekturze, o tym jak ona powstaje i dlaczego wygląda jak wygląda. Z powodów o których pisałem wcześniej, czyta się ją znakomicie – jest osobista, jest bezkompromisowa i jest świeża w spojrzeniu (np. dostaje się powszechnie wychwalanej High Line). Epoka spektaklu to też książka o ludziach: jest Libeskind, jest Gehry, jest Koolhaas (swoją drogą, warto porównać obserwacje Dyckhoffa z ostatnio wydanym Koolhaasem)… są też ich projekty.
A już zupełnie na koniec, to ta książka jest tak cudownie wydana, że czytanie to jest fizyczna przyjemność.