Design probe, czyli o wyjściu poza strefę komfortu

design probeW poprzednim wpisie przedstawiałem opracowaną przez Liz Sanders mapę praktyk i metod designu. Wpis zakończyłem pytaniem, czy nie warto porzucić na chwilę swojego obecnego miejsca (gdziekolwiek by ono nie było) i nie spróbować innej metody. Tak właśnie było ze mną – niniejsza notka jest właśnie o próbie korzystania z innej drogi.

Od października 2013 roku mam możliwość (i przyjemność) uczęszczać na zajęcia Agi Szóstek prowadzone na warszawskiej ASP. Przedmiot nazywa się „design research” i uczęszczają na niego studenci I roku studiów magisterskich (za moich czasów to się nazywało IV rok studiów). W ramach zajęć omawiane i ćwiczone są różne sposoby pozyskiwania informacji o użytkownikach (pod kątem późniejszego wykorzystania w procesie projektowym), ale także projektowania skoncentrowanego na rozpoznaniu problemu. Do zaliczenia semestru studenci potrzebują zaliczyć „projekt”, którym w tym przypadku ma być design probe.

Kiedy spojrzy się na diagram Sanders, obszar „probes” można znaleźć w lewym górny rogu, jako podzbiór metod EKSPERCKICH opierających się DESIGNIE (critical design). Co to oznacza? Dla mnie oznacza to przede wszystkim tyle, że będę musiał zmierzyć się z czymś, co jest mi krańcowo obce i skrajnie odległe od tego, czym zajmuję się na co dzień. Co więcej, że będę musiał swoje nieudolne próby projektowe przedstawić przed ludźmi, którzy projektowaniem zajmują się zawodowo. Kiedy wpisze się do google „design probes” to raczej szybko traficie na cultural probe. Istotą cultural probes jest danie użytkownikowi szansy na pokazanie badaczowi, jak wygląda jakiś fragment jego świata. Rolą projektanta jest więc zaprojektowanie rozwiązania, które zostanie wysłane do użytkownika, a po wypełnieniu (zebraniu danych) – powróci do projektanta pełne różnego rodzaju znalezisk. Za chińskiego boga nie rozumiem, dlaczego cultural probes umieszczone są w obszarze critical design. Są niewątpliwie „design-led”, ale powinny być IMHO zdecydowanie bardziej na prawo, gdzieś w okolicach środka skali. No ale ten wpis nie ma być o cultural probes (ten będzie w okolicach marca). Warto przypomnieć, co oznacza eksperckość w ujęciu Sanders (i z czym też mam problem) – wcale nie to, że się na czymś znam, tylko moją relację do użytkownika końcowego – mam projektować rozwiązanie dla niego. Rozwiązanie jego problemu ma być moim celem. Mam trochę zamienić się w byt wyższy, spojrzeć na problem nieszczęśnika z litością i uczynić jego życie lepszym. Tak byłoby w teorii… W rzeczywistości jest jeszcze gorzej, bo decyzją prowadzącej nie mamy projektować rozwiązania docelowego (czyli rozwiązać problemu użytkownika), ale żeby trudniej mamy zaprojektować rozwiązanie, które ma o problemie przypominać i zwracać na niego uwagę. Ma być to rodzaj wyrzutu sumienia, coś co samo nie jest zmianą w zachowaniu, ale do zmiany stymuluje. Bazowa idea była taka, że design ma nie być tutaj rozwiązaniem problemu, ale środkiem na drodze do jego rozwiązania.

Mój problem, który wspaniałomyślnie postanowiłem wziąć w swoje ręce i złożyć go na cudze barki był prosty. Ubiegły rok był kiepski dla mojego bloga – wpisów było mało i oczywiście robione nieregularnie. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele (nieprawda!), ale tym głównym jest chyba moje lenistwo (niemożliwe!). Regularnie planowałem sobie, że coś napiszę, ale potem sprawy toczyły się „jak zwykle”. Koleżanka z grupy dostała więc zadanie zaprojektowania rozwiązania dla mnie – czegoś, co ma sprawić, że w roku 2014 wpisów będzie więcej. Na skutek drobnego nieporozumienia, rozwiązanie dla mnie projektowane było przez dwójkę projektantów. Oczywiście ja też „projektowałem”, ale o projektach i ich podsumowaniu napiszę osobno w jednym z następnych wpisów.

5 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *