Czas na małe podsumowanie CHI 2012. Sporo jeszcze będę miał do napisania o konkretach (prezentacjach), dzisiaj trochę uwag ogólnych. Miałem na początku plan pisania na żywo, ale poniechałem tego – uznałem że lepsze będzie doświadczanie, a dopiero potem opisanie wszystkiego.
Zaskoczyła mnie ilość i jakość inspiracji które zebrałem/otrzymałem. Spodziewałem się, że zobaczę i usłyszę fajne rzeczy, ale nie spodziewałem się że będzie tego aż tyle. W pewnym momencie zacząłem już tracić orientację w tym co, kto i kiedy mówił – zamiast tego doznawałem wszechobecnej „fajności” przedstawianych tematów. Na koniec potrafiłem bardziej wskazać 2-3 prezentacje (nie sesje!), które mi się po prostu nie podobały (spodziewałem się czegoś innego). Niesamowite, biorąc pod uwagę że spędziłem cztery pełne dni słuchając różnych (czasami naprawdę dziwnych) rzeczy.
Na CHI 2012 wyraźnie czułem, że jestem z trochę innego świata (biznes) niż większość prowadzących (nauka, research). Jednocześnie miałem świadomość, że jestem trochę w kuźni Hefajstosa i że przyszłość nie jest wykuwana w krzemie gdzieś w labach korporacji, tylko że realnie dotykam przyszłości w miejscu gdzie się ona tworzy. To naprawdę ciekawe uczucie, kiedy widzi się rzeczy które są wynikiem pracy naukowców i które nie trafiły jeszcze do biznesu. Nie trafiły, bo są zupełnie nowe, często jeszcze niegotowe, za to bardzo bardzo nowe, czyste i dające się ukształtować (biznesowo). Różnica między biznesem a nauką widać było podczas niektórych prezentacji, bo kiedy ja kończyłem robić notatki (jakiś insight, pomysł, itp). to pozostali zaczynali (opis metody badawczej, itp). Równocześnie ta konferencja pokazuje, jak silna powinna być współpraca między nauką a przemysłem i że w sumie tylko takie konferencje mają rację bytu. Konferencje biznesowe są dla mnie przeważnie nudne, a CHI nudna z całą pewnością nie była.
Technologia może być jednak fajna 🙂 Od jakiegoś czasu obserwuję u siebie proces zanikania umiejętności technicznych (no, skoro nie są używane, to nic dziwnego) połączony z rosnącym sceptycyzmem wobec samej technologii, którą postrzegam jako wyścigi w zjadaniu własnego ogona. Może jest tak dlatego, że pracuję w środowisku które zachwyca się technologicznymi bzdetami? To trochę dziwne (mój sceptycyzm), bo całkiem głęboko jestem przekonany że technologia zbawi świat. Z tym, że technologia odpowiednia, a na taką napatrzyłem się na miejscu. Takiej technologii miałem okazję dotknąć i o takiej technologii miałem okazję posłuchać. I trochę odbudowało to moją wiarę. Ciekawe czy wystarczy do następnego roku :)Nie zdawałem sobie wcześnie sprawy jak istotna jest możliwość fizycznego posłuchania konkretnych wystąpień. Niby nie mówiły one niczego odkrywczego, niby to wszystko wiedziałem, niby o tym czytałem, niby nawet o tym słyszałem ale kiedy usłyszy się coś bezpośrednio to działa to inaczej. Bardziej. To trochę tak jak z emocjami podczas meczu oglądanego na żywo – jest zaangażowanie, jest inny rodzaj emocji. To samo odtwarzane później (nawet jeśli nie zna się wyniku) zupełnie nie działa. Czym się różni? Świadomością, że w czymś uczestniczę, a to zmienia wszystko.
Byłem zaskoczony ilością Azjatów i Hindusów. Co prawda Hindusi też mieszkają w Azji, ale chodzi mi o – jakkolwiek głupio to brzmi – rasę. Po konferencji przestaję się dziwić sukcesowi krajów z Azji Południowo-Wschodniej. Rzeczywiście widać, że te Samsungi, HTC, LG i inne zabawki ma kto wymyślać. Co więcej, widać że w przyszłości też będzie miał to kto wymyślać. Co było wyraźnie zauważalne, to bardzo duża liczba tych osób wśród zespołów badawczych z uniwersytetów amerykańskich. Jeszcze kiedy kilka dni temu przeglądałem materiały pokonferencyjne i pisałem do różnych osób z prośbą o zdjęcia czy filmy, to uświadomiłem sobie że wśród nazwisk zawsze były te brzmiące azjatycko. Pewnie, że znajdą się wyjątki, ale BARDZO znaczący udział Azjatów jest faktem. Interesujące jest też to, że występowali oni jako reprezentanci naprawdę dobrych uniwersytetów (będę szczery – nie znam się na amerykańskich uniwerkach, ale pytałem osób, które się znają).
Smutna konstatacja jest taka, że w Polsce świadomość tej konferencji (w sensie: CHI ogólnie, a nie CHI 2012 konkretnie) jest znikoma. Nasza trójka to de facto reprezentacja Polski, w sumie powinniśmy dostać jakieś koszulki z tej okazji (niektórzy nawet nas szukali, bo chcieli zobaczyć „trzy osoby z Polski”). Jak wspomniałem to jest smutne, ale dość wyraźnie tłumaczy rzeczywistość i rodzaj stagnacji w polskim HCI. No bo skąd mają być te nowe pomysły, idee, koncepty produktów i usług, jeśli nikogo z Polski nie ma? W jaki sposób mają przepływać inspiracje, jeśli nie ma ich kto odebrać i przywieźć tutaj? Niby jest internet, niby są materiały pokonferencyjne, ale to tylko mały wycinek tego, co można na CHI zobaczyć i czym się zainspirować. Kiedy dowiedziałem się że jesteśmy jedynymi Polakami (nie licząc tych wysłanych przez ZAGRANICZNE uniwersytety i instytuty badawcze), to zrozumiałem że długo jeszcze będziemy w tyle, a sukces UX Pin’a jest wyjątkiem a nie regułą. Z czego będziemy czerpać za jakiś czas? To jest pytanie dość fundamentalne, ale warto je zadać. Kiedy zaczniemy krzyżować się wsobnie, jeśli będziemy wymieniać się ideami tylko we własnym gronie?
Podsumowanie całości może być tylko jedno: skończyło się CHI 2012 a ja już czekam na CHI 2013 (Paris, Paris) i wiem że muszę tam być.