Czego możemy nauczyć się od Afryki, czyli pierwsze refleksje po CHI 2016

The Bright Continent - Dayo Olopade

Czasami się tak zdarza, że trafiamy przypadkowo w jakieś miejsce i mamy okazję wziąć udział / doświadczyć czegoś, co zmienia nas na zawsze. W moim przypadku taką rolę (dość regularnie) spełniają konferencję CHI. Tegoroczna edycja otwierana była wystąpieniem Dayo Olopade – nigeryjsko-amerykańskiej dziennikarki, która dwa lata temu wydała książkę The Bright Continent. Breaking Rules & Making Change In Modern Africa. Wystąpienie poruszające, szczególnie w kontekście tegorocznego motywu przewodniego konferencji, czyli CHI4good.

Olopade opowiadała o Afryce, ale w kontekście, który jest krańcowo odmienny od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni myśleć. Była to opowieść o biedzie i ekstremalnie trudnym życiu, ale też o tym, że Afryka ma też drugą, zupełnie inną twarz. Wystąpienie Olopade skłoniło mnie do sięgnięcia po jej książkę i było to dobrze zainwestowany czas i pieniądze 🙂

Bright Continent to – przynajmniej dla mnie – zupełnie nowe spojrzenie na Afrykę. To odejście od obarczonego (post)kolonianymi naleciałościami postrzegania kontynentu i krajów regionu jako krajów niezdolnych do samodzielnego funkcjonowania i wymagających specjalnej troski. Tak, one troski wymagają, ale raczej jedynie w tym, aby pozwolić im rozwijać się własnym tempem. I właśnie o tym jest tak książka – o przemianach, jakich Afryka doświadcza i o których szerszy ogół nie ma specjalnego pojęcia (a szkoda!).

We are still waiting

Dayo Olopade pokazuje afrykańskie przemiany w pięciu głównych szerokich obszarach, które nazywa mapami. Każda „mapa” to po prostu kontekst (Olopade używa pojęcia mapy raczej jako licentia poetica – jej motyw przewija się przez całą książkę). Mamy więc pokazaną siłę rodziny i relacji międzyludzkich (familiy map), przemiany na poziomie technologii (technology map), bardzo specyficzny i silnie warunkowany kulturowy handel (commercial map), szeroko rozumiane bogactwo surowcowe (nature map) oraz – strategicznie chyba najcenniejsze co ma Afryka, czyli niesamowicie młodą populację (youth map).

As the average age of fat economies like Japan, Italy and the United States creeps up (adding to anxiety about a coming of tsunami of retirees), Africa is enjoying a demographic dividend. The median age is nineteen. Seventy percent of sub-Saharan Africa’s population is less than thirty years old (…) Africa’s force multiplier is nearly 600 million youth between the age of fifteen and twenty-four, with another 182 million joining the rank by 2050.

Nie będę tutaj streszczał całości – zupełnie przecież nie o to chodzi. To jest niesamowita książka o odkrywaniu tego, że możemy się dziwić. Z wiekiem pewnie dziwimy się coraz mniej: dostajemy bodźce, do których jesteśmy jakoś przyzwyczajeni i gdzieś ta umiejętność się nam gubi. Czytając The Bright Continent można porządnie przećwiczyć sobie dziwienie się. Właściwie każda historia kończy się tak samo – jako czytelnicy będziemy totalnie zaskoczeni i zdziwieni. Zadamy sobie pytanie: naprawdę?

africa_undersee-cables

Państwo zawodne

Mnie szczególnie ujęły wątki polityczne. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy (bo mówiąc wprost: nigdy nie zadałem sobie tego trudu), że afrykańskie granice państwowe są tworami wyjątkowo sztucznymi i bardzo brutalnie dzielą społeczności-narody. Trochę jak z Polakami pod różnymi rozbiorami czy obecnie z Kurdami. Tożsamość narodowa nie jest więc – w przeciwieństwie np. do Europy – kluczowym kryterium podziału czy budowy relacji. Szczególnie szokująco wygląda na tym tle historia Somalilandu – autentycznego, powstałego oddolnie państwa, realnie funkcjonującego jako część pogrążonej w chaosie Somalii, jednak… nieuznawanego przez żadne z państw afrykańskich. Powód jest bardzo prosty – godząc się na uznanie Somalilandu państwa (jakkolwiek słabo funkcjonujące) dałyby przyzwolenie na działanie innych ruchów separatystycznych. A z punktu widzenia państwa, lepiej być duża niesprawną jednostką, niż mniejszą. A że lepszą? A kogo to obchodzi. Olopade pokazuje w swojej książce, że głównym problemem Afryki są przede wszystkim słabe struktury państwowe i niespecjalnie (eufemistycznie rzecz ujmujące) sprawne administracje. Ta całkowita niemoc państwa w wymiarze strukturalnym nazywana jest przez Olopade – fail state i jest dniem powszechnym w sub-saharyjskiej Afryki (Olpade zwraca uwagę, aby nie mylić państwa zawodnego (fail state) z ideą państwa upadłego (failed state).

Jeszcze w kategoriach dziwienia się, spróbujcie odgadnąć jaki to kraj: ma jeden z najwyższych na świecie wskaźników udziału kobiet w życiu politycznym (Minister Spraw Zagranicznych, Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Rolnictwa, Marszałek Sejmu, Wicemarszałek Senatu, szef gabinetu Prezydenta), większość parlamentarzystów to także kobiety. Ulice są czyste i regularnie zamiatane. Język urzędowy został zmieniony z francuskiego na angielski. W trosce o ochronę środowiska, do kraju nie można wwozić ani w jakikolwiek sposób używać plastikowych torebek jednorazowych. Funkcjonuje tam powszechne ubezpieczenie społeczne, a obowiązek szkolny został ostatnio wydłużony o 3 lata. Wzrost gospodarczy – 7,5%, średnio o 2% więcej niż kraje regionu. A, jeszcze jedno – sporo o tym kraju się kiedyś mówiło i do tej pory funkcjonuje raczej jako przestroga. Też nie mogłem uwierzyć, ale to opis współczesnej Rwandy (sic!), która po ludobójstwie sprzed ponad 20 lat staje się innym krajem. Pewnie, nie wszystko jest tam idealne, ale całość jest tak odległa od stereotypowego postrzegania Afryki, że bardziej chyba się nie da.

Kanju

To, że jednak gdzieś się udaje, nie znaczy, że wszędzie jest dobrze. Niestety, Rwanda jest wyjatkiem, a większość kontynentu kwalifikuje się do kategorii fail state. Paradoksalnie jednak, to właśnie ta zawodność państwa jest przyczyną wyjątkowej afrykańskiej zaradności i przedsiębiorczości. (Niezaspokojona) potrzeba matką wynalazku? Zdecydowanie tak. Innowacje wynikające z prób obejścia problemu i krańcowo odmiennych od zakładanych sposobach użycia technologii (lub czegokolwiek innego), Dayo Olopade nazywa kanju i wprowadza do powszechnego użycia. Kanju to więcej niż innowacja. Kanju to mindset pozwalający na zmierzenie się z największymi problemami, mimo wszystkich przeciwności i sukces odniesiony właśnie dzięki temu. Dla zrozumienia idei kanju ważne jest dostrzeżenie różnicy pomiędzy fat economies (do której my się już zaliczamy) a lean economies (większość krajów afrykańskich).

To clarify distinction, I often tell the story of Toto, a Japanese company that created Otohime, or „Sound Princess”. The hardware, today installed in thousands of restroom stalls in Japan, realistically mimics the sound of flushing water. The Sound Princess solved a problem of comparative affluence: embarrassed Japanese women were flushing public toilets continuously to hide the sound of their use. Toto’s innovation saves them the trouble. The portable, purse-friendly version is a best-selling consumer product.
In lean economy, toilet-related innovation looks a lot different. (…) The Umande Trust, a community organization in Kenya, came up with a better plan. (…) the built a massive cylindrical biodigester, that composts the output of the fleet of built-in toilets. Uganda charges a few pennies per use (…) Better yet, the system doesn’t drain the water supply like traditional flush toilets, and it creates biogas that powers a community center and heats water for the four hundred residents who also shower there every day.
These disparate innovations for personal dignity define the difference between fat and lean.

Czy trzeba coś dodawać? Nie sądzę… Bardzo, ale to bardzo odległym porównaniem może być schyłkowy PRL. Pamiętacie te wszystkie sposoby na różne rzeczy? Jak zrobić czekoladę bez kakao? Jak ze spodni zrobić bluzkę (szczegóły – naprawdę! – w rewelacyjnym To nie są moje wielbłądy. O modzie PRL), itd. Kiedyś byliśmy lean, a teraz obrośliśmy tłuszczem dobrobytu i jesteśmy fat economy.

The Bright Continent jest bardzo bezpośrednim nawiązaniem do Radykalnych miast. Obie te książki są w czystej formie pochwałą nieformalności i silnym głosem za wspieraniem oddolnych inicjatywy jako tych, rozwiązujących realne problemy bardzo konkretnych ludzi i społeczności. To właśnie narzucony (narzucany?) Afryce ze zewnątrz formality bias, czyli przekonanie, że aby coś dobrze działało musi być ujęte w formalnie procesy, zapisane, przetrawione przez instytucje (najlepiej międzynarodowe) stanowi o głównym problemie tego kontynentu. Wszystkie pokazane w książce przykłady (dziesiątki, naprawdę!) wydarzyły się nie dzięki państwu czy formalnym strukturom, a mimo ich obecności. To naprawdę wartościowe znalezisko, które rozciąga się daleko ideę państwa i dotyka wielu różnych obszarów.

Nie wiem czy przeczytacie książkę – szczerze zachęcam (spokojnie można na Kindla, bo jest w niej jedynie kilka fotek i to bardzo ogólnych, a i tak – czarno-białych). Zachęcam Was, abyście jednak poświecili 50 minut i obejrzeli wystąpienie Dayo na tegorocznym CHI – naprawdę warto. Mówi o designie, o technologii, o innowacji, a to wszystko w kontekście odpowiedzialnego zmieniania świata. Zachęcam. A przy okazji dowiecie się, o co chodzi w obrazku powyżej 🙂

***

Zupełnie na koniec, abstrahując już od kwestii społecznych powiedziałbym, że podstawowa idea tej książki jest bardzo bliska problemom związanym z wprowadzaniem designu do organizacji. Poważnie. Jeśli zamiast kraju/kontynentu podstawicie organizację, problemy pozostawicie problemami, to zauważycie, że tak wyraźnie pokazywany przez Olopade formality bias stanowi największą przeszkodę w usprawnianiu organizacji. To nie jest tak, że takie podejście funkcjonuje tylko na poziomie wielkich struktur jak państwa czy organizacje międzynarodowe. To samo zjawisko można zdiagnozować praktycznie wszędzie – obawę przed zmianą, wyparcie rozwiązań skutecznych ale antysystemowych (z licznymi i zakończonymi spektakularnymi niepowodzeniami próbami transformacji ich w rozwiązania systemowe), przyjmowanie zerojedynkowego sposobu osiągania zakładanych celów i niedocenianie potencjału ludzi z dolnych szczebli organizacji. Jednocześnie, w tym samym kontekście organizacyjnym, mamy wynajmowanie ekspertów zewnętrznych, którzy doradzają jak mogą, ale wychodzi im to kiepsko, bo nie rozumieją kontekstu w którym działają.

***

A już tak zupełnie na końcu, to mam nadzieję, że ktoś to przetłumaczy i wyda w Polsce, bo naprawdę warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *