Niedawno po raz kolejny przekonałem się, jak do zrozumienia czegoś, wnosi wizualizacja. Temat ten pojawiał się tutaj już kilka razy, ale zawsze chodziło o wizualizację pewnej idei/konceptu/pomysłu. Wizualizacja była wtedy narzędziem dla osiągnięcia czegoś większego, rodzajem techniki, która może być przydatna w procesie twórczym. Dzisiaj chcę opowiedzieć o trochę innej wizualizacji.
Kilka tygodni przeczytałem krótką rekomendację aplikacji Beethoven’s 9th Symphony. Jako że wyjątkowo tę symfonię lubię (a ściślej rzecz biorąc, jest dla mnie ziemskim wcieleniem platońskiej idei piękna), ściągnąłem sobie wersję darmową i zostałem oczarowany. Miałem przed sobą coś, o czym zawsze marzyłem – program, który pokazuje mi muzykę. Kiedy wracam do czasów szkolnych i lekcji wychowania muzycznego, pamiętam jak nie mogłem pojąć w jaki sposób osoby po szkole muzycznej są w stanie czytać nuty (bez liczenia na palcach). To był ten rodzaj kodu, który zupełnie nic mi nie mówił. W zasadzie linia melodyczna piosenki mogłaby być zapisana sanskrytem czy po węgiersku – zupełnie tego nie rozumiałem i – co gorsza – nie miałem jak się nauczyć.
Beethoven’s 9th rozwiązuje ten problem, w cudowny sposób wizualizując muzykę. Działa to w sposób dość oczywisty: muzyka jest zsynchronizowana z partyturą (rozpisaną oczywiście na poszczególne instrumenty – wrócę do tego później), do tego dołożony jest tekstowy komentarz, w ostatniej części – libretto. Całości dopełnia schemat orkiestry i chóru w czasie rzeczywistym pokazujący aktywność orkiestry. Całości? No, niezupełnie – aplikacja to cztery pełne wykonania symfonii z możliwością przechodzenia „w locie” od jednego do drugiego. Coś niesamowitego. Zresztą, szkoda opisywać. Skoro obraz wart jest tysiąc słów, to kilka ruchomych obrazów poniżej.
Dlaczego o tym piszę? Co ma to wspólnego z UX? Ano moim zdaniem – bardzo dużo.
Po pierwsze (to najbardziej banalne), dla mnie pokazuje w jaki sposób technologia może wzbogacić doświadczenie, które – jeśli mam być szczery – wydawało mi się niemożliwe do wzbogacenia. Jeszcze kilka tygodni temu nie wierzyłem, że dzięki technologii 9. Symfonia będzie mi bliższa. A jednak jest.
Po drugie, aplikacja umożliwia mi ćwiczenie bardzo konkretnej umiejętności – aktywnego słuchania. Zanim poznałem tę aplikację, wydawało mi się, że dobrze znam tę Symfonię. Słuchałem jej kilkadziesiąt/kilkaset (?) razy. Teraz okazuje się, że tak naprawdę słyszałem coś innego niż słyszeć powinienem i właściwie to poznają ją od nowa. Dzięki zapisowi nutowemu mogę starać się rozbić masę dźwięków, która kiedyś była jednolitą ścianą na bardzo konkretne wątki. Oczywiście kiedy wyłączę nuty, nadal mam trudności, ale nie o to chodzi. Kiedy przełączam się na widok partytury i koncentruję się na usłyszeniu konkretnego instrumentu, wymaga to ode dużego skupienia tylko na tym, co usłyszę i schowania do kieszeni tego, co wydawało mi się do tej pory znajomością utworu. To tak jakby odkrywać na nowo znają osobę, odkładając na bok uprzedzenia i wcześniejsze założenia. Takie ćwiczenie na uważność (na dodatek przy zjawiskowej muzyce). No i naprawdę wiele radości, kiedy pewne rzeczy się udają 🙂
Po trzecie, oglądanie dyrygującego Leonarda Bernsteina (w aplikacji jest film z wykonania 9. Symfonii przez Filharmoników Wiedeńskich) i samo analizowanie jego sposobu komunikacji z orkiestrą jest niesamowitym doświadczeniem. Trudno o bardziej poglądową lekcję na temat komunikacji niewerbalnej – postawa, gesty, wzrok a nawet sposób trzymania batuty. Zupełnie się na tym nie znam, ale budzi to najgłębszy szacunek i otwiera oczy, jak wiele można komunikować bez słów (jeśli się wie jak i do kogo). Pracując z bezpośrednio z ludźmi nie da się tego przecenić.
Po czwarte – storytelling. Nigdy nie sądziłem, że symfonia może opowiadać pewną historię. Teraz widzę, że jedynym problemem było to, że nie spotkałem nikogo, kto potrafiłby mi taką historię przetłumaczyć.Tutaj jest rodzaj komentarza, który pozwala na całą muzykę spojrzeć inaczej – instrumenty nie dość że opowiadają pewną historię, to jeszcze zapraszają do jej na nowo wymyślania. Chyba najpiękniejsza opowieść muzyczna świata, czyli Muzyka Ainurów J.R.R. Tolkiena nabiera zupełnie nowej wymowy – to o czym wcześniej czytałem (stworzenie świata przez muzykę, symfonia dźwięków, dysonanse i ich wkomponowywanie w główny temat muzyczny), staje się bliskie, osiągalne i zrozumiałe.
Regularnie wracam do tej aplikacji. Jedyne czego żałuję, to że nie można przełączać się na ścieżki poszczególnych instrumentów (to byłoby genialne). No i żałuję oczywiście, że ta aplikacja to wyjątek – z chęcią zobaczyłbym przygotowane w podobny sposób inne utwory.