Koniec roku to czas wszelkiego rodzaju porównań i zestawień – najlepszych piosenek, najlepiej sprzedających się książek itp. Postanowiłem taką listę zrobić dla siebie, głównie po to, żeby móc na nią spojrzeć z perspektywy czasu. Pierwotnie zaplanowałem sobie 5 elementów, ale potem skróciłem listę o jedną pozycję. O tym co z listy wyleciało, być może będzie okazja napisać wkrótce.
Kiedy patrzę na rok 2012, to za najważniejsze z mojego punktu widzenia uznaję bardzo jasne zrozumienie tego, czym chce się zajmować i co zawodowo robić oraz jak to powinno przekładać się na organizację. Wcześniej były do tego tylko przyczynki, a powody dla których coś mi się podobało myliłem z przyczynami. Teraz wydaje mi się, że znacznie lepiej rozumiem zależności pomiędzy różnymi cechami/stanami, ale zobaczymy co napiszę w tym miejscu za rok 🙂
Drugie i równie ważne znalezisko z tego roku to nabycie bardzo głębokiej pewności, że user experience ma pełny sens tylko wtedy, gdy jest robiony wewnątrz organizacji. Oczywiście należy się wspomagać zasobami intelektualnymi z zewnątrz, ale kierunek musi być nadawany przez biznes. Jeszcze jakieś 2 lata temu byłem przekonany, że UX można tworzyć z zewnątrz. Miniony rok sprawił, że teraz w takie rozwiązanie nie wierzę – nie wierzę, że będąc poza firmą można realnie rozumieć jej potrzeby i być blisko użytkowników oraz poświęcić odpowiednio dużo czasu na zdiagnozowanie problemu, a na końcu doprowadzenie do sytuacji robienia „the right design” (a nie tylko „making the design right”).
Trzecia rzecz to odkrycie, w jak nikłym stopniu korzysta się z tego co mówią (lub chcą powiedzieć) użytkownicy i jak bardzo się tego nie docenia. Czasami się ich bada, coś z nimi robi, ale najczęściej dla potwierdzenia swoich własnych tez, czy designu, natomiast zdecydowanie za mało czasu poświęca się na dotarcie do ich najgłębszych niezaspokojonych potrzeb czy oczekiwań. W tej chwili przygotowując koleżanki i kolegów do pracy z użytkownikami wprost mówię im, że najprawdopodobniej usłyszą zdanie „nikt mnie do tej pory nie zapytał co jest dla mnie ważne, czy jak się czuję” i proszę o przygotowanie sobie jakiejś odpowiedzi na to. Sam byłem na początku zaskakiwany takimi stwierdzeniami i nie wiedziałem jak się do tego odnieść. Teraz też do końca nie wiem, ale przynajmniej wiem, że takie pytania/stwierdzenia się pojawią.
Jako czwarty element wskazałbym doświadczalne przetestowanie siły wspólprojektowania z użytkownikami, zarówno w obszarze jakości generowanych rozwiązań jak i postrzegania organizacji przez uczestników tego procesu. W tym kontekście współprojektowanie niesie dla mnie także walor zaprzeczenia mentalności modernistycznej, zakładającej uprzywilejowaną pozycję projektanta w całym procesie. To z czym będę chciał się zmierzyć w przyszłym roku, to znalezienie odpowiedzi na pytanie o swego rodzaju etykę designu – jak odnosić się do dobrze zaprojektowanych rzeczy, które powstały „w sposób” modernistyczny (nie wiem jak to dobrze ująć).
Twój kolejny wpis bardzo mnie zaciekawił. Przede wszystkim na moim obecnym etapie zazdroszczę Ci tej świadomości zawodowej – mi niestety jej brakuje. Jednak znacznie ciekawsze wydaje mi się to, co napisałeś o użytkownikach i o tym, że nie są pytani o zdanie lub o to co czują. Z moich doświadczeń wynika, że tak ogólnie postawione pytanie rzadko spotyka się z odpowiedzią respondenta, która do czegoś mogłaby się przydać. Z tej prostej przyczyny że w przeważającej mierze nie jesteśmy świadomi ani naszych uczuć ani naszych myśli ani stanów – pytanie „co w tej chwili czujesz” kogoś kto nie obcuje na co dzień ze swoimi emocjami zmieni w jeden wielki znak zapytania. Jeśli już ktoś bardziej świadomy jest w stanie zidentyfikować pozytywny stan i nazwać go powiedzmy „radość”, to będzie miał już spory kłopot by przywołać z pamięci mniej popularne określenia „euforię, entuzjazm, zadowolenie, zachwyt”, pomagające określić natężenie tego stanu. Dużo łatwiej odbiorcy procesować pytania wspomagające jak choćby „czy korzystanie z tej aplikacji przynosi Panu zadowolenie czy frustrację”. Oczywiście, jest to ogromne uogólnienie, bo samo „badanie” uznałabym raczej za proces, a więc serię tego typu pytań i odpowiedzi, w której użytkownik może w pełni wejść mentalnie w dane doświadczenie i o nim opowiedzieć mając pewien wstępny słownik do budowania tegoż opisu. Chętnie przeczytałabym więcej na temat procesu badania experiencu z użytkownikami – zwłaszcza o doświadczeniach jakie miałeś w tym temacie.
To co ja zauważyłem, to że badane osoby zawsze odpowiadają mi na pytanie o odczucia. Widać, że na początku są zaskoczeni (kiedy to pytanie pada), ale potem bardzo konkretnie mówią: „czuję wkurzenie”, „czuję poirytowanie”, „jestem zadowolona” itp. Dobrze działa z mojej perspektywy UX Curve / iScale, czyli zaznaczanie funu/wkurzenia na skali i późniejsze o niej opowiadanie. Samo zaznaczenie wiąże się z tym, że mają temat jakoś przepracowany i potem znacznie łatwiej jest im mówić pozytywnych i negatywnych odczuciach.