„Making the right design and making the design right”, czyli jeszcze o Le Corbusier

Trochę nawiązując (a właściwie to bezpośrednio nawiązując) do poprzedniego wpisu, zastanawia mnie kiedy dobra idea zaczyna się psuć.

Kiedy czytam Le Corbusiera piszącego o konkretnych domach, konkretnych projektach, to wszystko jest świetne. Można dyskutować nad niektórymi rzeczami, jakimiś pomysłami, materiałami itp., ale całość jest projektowana na miarę człowieka. Ba, czasami nawet na szkicach pojawiają się postacie ludzi. Perspektywa „stu siedemdziesięciu centymetrów” pojawia się u Le Corbusiera naprawdę często. Konkretne projekty domów ujmują światłem i przestrzenią. W pracy pracuję, w domu jem, śpię. I tak robią wszyscy. Racjonalny dom, dla racjonalnego człowieka. Wszyscy zachowują się podobnie. Jednocześnie rozciągnięcie koncepcji „maszyny do mieszkania” na dużą skalę tworzy projekty gigantycznych wieżowców czy bloków. I też niby wszystko jest poprawnie, niby dla ludzi, niby zieleń i place zabaw, niby boiska… ale to nie jest dla zwyczajnych ludzi, a raczej dla jakiegoś homo oeconomicus. Ale skoro wszyscy są tacy, bo mają jednakowe potrzeby, to może faktycznie dobrze optymalnie byłoby, gdyby mieszkali razem.

20121128-233531.jpgKupiłem sobie niedawno bardzo ciekawe wydawnictwo – II wojna światowa w fotografiach Davida Boyle. Na 600 stronach ponad 900 zdjęć. Niesamowite. Na większości zdjęć są ludzie – żołnierze, cywile, politycy. Kiedy ogląda się te zdjęcia i faktycznie zacznie się im przypatrywać (czyli nie PRZEGLĄDA się książki, ale OGLĄDA zdjęcia), to one zaczynają ożywać. Pierwszy rzut oka na książkę powoduje, że trafia ona do kategorii „książki wojenne” – są czołgi, samoloty, okręty, wybuchy. Kiedy popatrzy się bliżej, na każdym zdjęciu są ludzie. Uciekają, boją się, cieszą się, piszą listy, sprzątają, jedzą. Żyją we własnym świecie i kiedy popatrzy się na nich z góry (z boku) to wydają się obcy (bo w sumie są obcy w słownikowym znaczeniu tego słowa). Ale kiedy popatrzy się na ich twarze, otoczenie, kontekst tego co robią, to przestają być obcymi, a stają się takimi samymi osobami jak my. Wystarczy trochę empatii i z drugiego planu staną się planem pierwszym.

Takiego spojrzenia brakuje mi u Le Corbusiera. Jakiejś empatii w stosunku do naszych ludzkich niedoskonałości, zróżnicowania najbardziej fundamentalnych potrzeb, szczególnie tych społecznych. Byłem zaskoczony czytając o „pleśni kawiarni na chodnikach”. Żyje się przecież w i z emocjami oraz interakcją z drugim człowiekiem. To bez-emocjonalne projektowanie Le Corbusiera jest bardzo przemyślane, prawie idealne, ale chyba niepotrzebne. Problem chyba w tym, że projekty Le Corbusiera to przykłady na „making the design right”, a mnie brakuje przekonania, że było to „making the right design”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *