Co TY wiesz o książce? A o literach?

Keith Hoston - Książka

Kontynuując tematykę okołotypograficzną nie sposób nie wspomnieć o książce o książce, czyli o Książce (z jakże uroczym podtytułem: Najpotężniejszy przedmiot naszych czasów zbadany od deski do deski). Książkę napisał Keith Houston, czyli ten sam autor, o którego Ciemnych typkach pisałem jakiś czas temu.

Tym razem Houston napisał po prostu o książce. Tu już nie ma domyślania się, co będzie i o czym będzie. Tu jest 450 stron tekstu o książce. Konkret. Ten konkret podzielony jest na cztery części: strona, tekst, ilustracje i forma. Podział ten jest bardzo istotny, bo mimo że części są od siebie niezależne, to najlepiej czytać je właśnie w tej kolejności. Houston robi tutaj to, co potrafi najlepiej – snuje opowieść za opowieścią. To nie są suche fakty. To są fakty na faktach, ale to wszystko opowiedziane z perspektywy ludzi. Może nie takich zwykłych (ilu w końcu było Guttenbergów), ale zawsze prawdziwych i żyjących swoim życiem (które czytelnik ma okazję poznać).

Przeczytanie tej książki uświadomiło mi, jak bardzo jestem w tym obszarze niedouczony. Posługuję się książkami regularnie, gromadzę je, uwielbiam, wącham, jestem ich maniakiem i… nic o nich nie wiem… Naprawę wstydziłem się przed sobą, szczególnie że kawałek życia zawodowego spędziłem w branży wydawniczej. Dzięki Houstonowi mam okazję nadrobić nieco zaległości i mieć poczucie, że chociaż trochę ogarniam. Dzięki Houstonowi oraz Krakterowi, który ten tytuł wydał.

To nie jest książka o e-bookach. To jest książka o tych cielesnych, które żyły wcześniej, uparcie analogowych ustrojstwach z papieru, farby, tektury i kleju, z którymi od tak dawna żyliśmy i na których polegaliśmy. O książkach, które mają masę i zapach, wpadają ci w ręce, gdy wysuwasz je z regału, i robią „łup”, kiedy je odkładasz. O tym cichym drapieżniku, który wyparł gliniane tabliczki, swoje papirusowe oraz tabliczki woskowe, by przekazać nam naszą historię.

Przyznam, że myśląc o książce zawsze myślałem o bardzo konkretnej rzeczy. Houston dekonstruuje tę rzecz na rzeczy i historie mniejsze, ale przez to dające się opowiedzieć.

Część Strona opowiada o nośniku. To fascynujące historie o tym jak powstał papirus, dlaczego potem został zarzucony na rzecz innych materiałów, co to jest pergamin… Poziom ogólnego nieogarnięcia tematu papieru jest szokujący. Traktujemy go jako tanie dobro powszechnie dostępne, tymczasem ta dostępność jest kwestią ostatnich nieco ponad 100 lat! Jeszcze pod koniec XIX wieku wydawcy zmagali się z problemem braku papieru! Świat czekał na książki, chciał czytać, ale nie było ich na czym drukować. W tej części dowiedzieć się można jak długi był proces dochodzenia do stanu obecnego dobrobytu i jak bardzo czaso- i pracochłonna była produkcja papieru. Ale przede wszystkim jednak – jak bardzo samo medium miało wpływ na to, jak pisano.

I właśnie o tekście opowiada część druga. Jak powstały litery, dlaczego akurat w Niemczech wynalezione ruchomą czcionkę, dlaczego rewolucja druku nie zaistniała w Chinach, mimo że technologia ta była tam znana kilkaset lat wcześniej, no i jak udało się przeskoczyć z rzeźbienia czcionek przez złotników, do maszynowej ich produkcji. To jest cudowny rozdział o istocie innowacji, ślepych zaułkach, zmarnowanych pieniądzach i bardzo powolnym postępie technicznym. Powolnym, ale nie nieubłaganym.

W trzeciej części Houston zajmuje się czymś, czego zupełnie się w książkach nie zauważa – ilustracjami. Temat ten stanowi przyczynek do dalszych historii na temat rozwoju różnego rodzaju technik drukarskich, ilustracyjnych itp. Dowiedzieć można się z niego w jaki sposób mnisi ilustrowali księgi, jak wykonywane były złocenia i co technologicznie oznaczała decyzja, że w danej książce mają pojawić się ilustracje. Zakończenie tej części to już wprowadzenie do współczesnych technologii i wykorzystania metod chemicznych – mi udało się wreszcie zrozumieć jak działa technologia rastrowa oraz co jest główną trudnością w produkcji i korzystaniu z miedziorytów. Niesamowite to są rzeczy.

Część ostatnia, to rzecz o formie książki, czyli opowieść o tym w jaki sposób te wszystkie rzeczy złożyły się w końcu w obecnie nam znaną formę (i format) książki – co sprawiło, że dobrze funkcjonujące zwoje, w którymś momencie przegrały w konkurencji z blokiem. Ta część to także historia introligatorstwa, omawiająca rolę jaką spełniała oprawa, a także sposób jej budowy. Z tej części można dowiedzieć się, co powoduje, że książka się otwiera i zamyka i (przeważnie) nie pęka. To niestamowite, ale po lekturze tego rozdziału bierze się swoje książki, ogląda je po kolei i odkrywa w jaki sposób zostały zrobione. Można nawet zobaczyć jak pracuje grzbiet takiej książki. Nie jest to trudne, ale trzeba wiedzieć, czego szukać.

Czy Ksiażka ma jakieś wady? Ma niestety jedną, ale zasadniczą – jest zwyczajnie za krótka. Każda z tych części powinna być osobną książką, oczywiście gdyby miała być nadal autorstwa Keitha Houstona. Krótko po rozpoczęciu lektury musiałem wprowadzić limitowanie ilości czytanego tekstu, aby na dłużej wystarczyło. Więcej grzechów nie pamiętam…

Na koniec najważniejsze z pytań, czyli co daje lektura tego tekstu. Z mojego punktu widzenia przede wszystkim uświadamia złożoność codziennych przedmiotów. Książki są wszędzie wokół i bardzo rzadko zastanawiamy się nad tym skąd pochodzą i w wyniku jakich zdarzeń wyglądają, jak wyglądają. To, że w tym przypadku padło na książki nie ma szczególnego znaczenia. Istotny jest nakład pracy poniesiony przez wcześniejsze pokolenia twórców danej technologii.

Druga rzecz, którą sobie uświadomiłem to bliskość relacji pomiędzy fizycznym aspektem bycia człowiekiem, a kształtem rzeczywistości przez nią kreowanej – format określany przez powierzchnię skóry zwierząt z których wyrabiano pergamin, czy szerokość łamu dostosowana do wielkości miejsca w skryptorium, gdzie teksty te były przepisywane. To wszystko sprawia, że rzeczy codzienne tracą swoją bezimienność i stają się realne. Istotne znaczenie miało więc chociażby to, jak poskładane zostaną zmówione wcześniej karty, bo istotnym elementem pracy skryby/pisarza było odpowiednie przygotowanie sobie materiału. Korzystanie z gęsiego pióra (oraz samodzielnie przygotowywanego tuszu – wspaniała historia w książce na ten temat) determinowało kierunek ruchu pióra po karcie. Co więcej, ruch mógł być głównie ruchem w jednym kierunku, a to ze względu na strukturę powierzchni papieru.

Przy tej okazji warto też wspomnieć o równie interesującej, ale znacząco mniejszej książce Gerrita Noordziija Kreska. Teoria pisma. Tytułowa kreska, to opisanie sposobu w jaki po powierzchnie porusza się element piszący. Czy litera będzie budowana przez kilka niezależnych pociągnięć (trochę tak jakby pisać drukowane litery stawiając osobne kreski), czy będzie to jedno pociągnięcie formujące literę? Tylko pozornie może wydawać się, że jest to jakaś przeintelektualizowana historia. Nie jest. Właśnie dekonstrukcja procesu pisania pozwala zrozumieć powodu dla których średniowieczne manuskrypty wyglądają tak a nie inaczej (fraktura), zrozumieć ideę stojącą za pojawieniem się pisma ciągłego i wynikającej z tego później wykształcenia się kursywy, czy okoliczności powstania tak charakterystycznych „celtyckich” miękkich liter alfabetu minuskułowego.

Gerrit Noordzij - Kreska. Teoria pisma

Mimo niepozorności (80 stron tekstu, w tym sporo rysunków), książka Noordzija zmienia sposób patrzenia na fizyczny proces pisania. Okazuje się, że przy zaakceptowaniu pewnych założeń praktycznie każdy jest w stanie pisać tak, jak pisano w średniowieczu. Po kilku próbach otrzymuje się typowo gotyckie znaki i nagle zostaje się zaskoczonym faktem, że z marszu można coś wykaligrafować. Chciałbym podkreślić to raz jeszcze – obecny kształt liter minuskuły jest zdeterminowany sposobem w jaki iryjscy mnisi układali sobie pergamin i jak ostrzyli pióra. Nagle okazuje się, że litery te są czytelne, a sposób ich pisania jest wręcz logiczny.

***

Noordzij chociaż fantastyczny może być dla osób niezainteresowanych projektowanie nieco zbyt hermetyczny. Szczególnie pierwszych kilkanaście stron może być początkowo męczących. Jednak jeśli poświęci się trochę czasu na zrozumienie opisanej przez niego mechaniki (a nawet – fizyki) pisania, wszystko staje się nagle genialnie logiczne. I jeśli weźmie się stalówkę/maza, to dosłownie po chwili zaczyna się stawić znaki jak średniowieczny mnich. A stąd już tylko krok do zrozumienia powodów, dla których obecnie funkcjonujący alfabet łaciński ma takie a nie inne kształty liter.

Houston z kolei jest tak przystępny, że bardziej się chyba nie da. Widać, że to co pisze bierze się z jego pasji i miłości do książek i wszystkiego, co jest z nimi związane. To jest książka, którą poleciłbym dosłownie każdemu. Trudno mi wyobrazić sobie, że kogokolwiek z czytelników tego bloga, może ona nie zainteresować.

***

Zacząłem ten wpis słowami Houstona, słowami Houstona chcę zakończyć, bo chyba nie da się lepiej oddać tego o czym on pisze.

Książka, wraz z milionami innych produkowanych każdego roku, jest rozwiązaniem równania, w którym zawierają się ponad dwa tysiąclecia historii ludzkości. Jest prostokątna, ponieważ krowy, kozy i owce również są prostokątne. Podobnie jak kodeksy z Nag Hammadi ma postać poręcznego tomu, ponieważ ludzie lubią książki w takich rozmiarach; ma rozmiar octavo w stylu przełomowych książek kieszonkowych Aldusa Manucjusza, z ceną dostosowaną do przeciętnego portfela. Litery tej książki, jeśli nie język, byłyby czytelne dla mnicha z okresu Karolingów, jak i renesansowego szkolarza. Podobnie jak Ewangeliarz Świętego Kutberta jest chroniona dwiema deszczułkami; tak jak popularne „powieści kolejowe” George’a Routledge’a ma tekturową okładkę owiniętą papierem; jej szycie nawiązuje zarówno do średniowiecznych sposobów tworzenia książek, jak i rewolucji przemysłowej. Witajcie w Książce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *