Historia, której nie uczy się w szkole…

Fantomowe ciało króla

Fantomowe ciało króla Jana Sowy, to książka, której znaczenie tytułu odkrywa się gdzieś w okolicach połowy książki. Szkoda, bo przez to sięgnie po nią tylko niewielka część tych, którzy przeczytać ją powinni. A przeczytać powinni wszyscy. Jak mało która z książek, wskazuje dlaczego tak ciężko nam (Polakom) wybijać się na na nowoczesność. Lektura to poruszająca i jedyna w swoim rodzaju.

Fantomowe ciało króla? WTF?

Czym ta książka jest? Fantomowe ciało króla to bardzo krytyczne, historyczno-publicystyczne spojrzenie na historię Polski XVI-XVIII wieku (wydane przez krakowski Universitas). Nie jest to jednak książka historyczna, jaką możecie sobie wyobrażać. Nie jest to opis ciągu WYDARZEŃ politycznych. Jest to opis szerszych PROCESÓW politycznych i społecznych w Polsce na tle procesów europejskich.

Lektura tej książki to podróż do innego wszechświata, to zakwestionowanie WSZYSTKIEGO czym na lekcjach historii byliśmy skarmiani w szkole. Nie bardzo potrafię jasno wyrazić to słowami, ale odkrywanie tego co pisze Sowa zmienia wszystko. WSZYSTKO. Po lekturze Fantomowego ciała króla rzeczywistość dookoła będzie zupełnie inna. Trochę jak Neo, nagle odkryjesz faktyczny obraz świata.

Wizja Sowy byłaby może kwestionowalna jako rodzaj publicystyki czy spekulacji politycznej, gdyby nie fakt, że jest naprawdę dobrze udokumentowana. Sowa odwołuje się do liczb i konkretów. To nie jest strumień politycznej świadomości, to jest analiza danych (głównie o charakterze gospodarczym i społecznym), które pokazują zjawiska i procesy.

Zanim zacznę, chciałbym podkreślić jedno – poniżej prezentuję swój wybór tego, co uważam za najważniejsze. Ta książka jest tak rozległa i dająca takie możliwości stawiania akcentów, że poniżej pokazuję jedynie swój subiektywny wybór.

Główne tezy książki: wybór

Główną tezę Fantomowego ciała streściłbym tak: od Unii Lubelskiej Polska przestała być klasycznym państwem – nie dysponowała cechami tegoż (wyraźną władzę, jednolita polityką oraz aparatem przymusu). Rozbiory były wynikiem obronnej polityki zaborców, którzy chroniąc się przed dominacją jednego z nich, zmuszali się do agresywnej polityki względem terytorium określanego jako Rzeczpospolita.

Co więcej, wraz z inkorporacją Litwy i Ukrainy, Polska stała się de facto krajem kolonialnym. Całość polityki społecznej i gospodarczej prowadzonej wobec podbitych terytoriów miała typowy charakter kolonialny, nie różniący się zasadniczo od polityki prowadzonej np. przez Anglię w Indiach, Hiszpanię w Meksyku czy Portugalię w Brazylii. Politykę tę cechowało przede wszystkim utrzymywanie w podległości (politycznej, społecznej i gospodarczej) ludności danego terenu i traktowanie ich w kategoriach niewolniczych. Niewolnictwo to było z kolei wynikiem monokultury zbożowej wymagającej dużej liczby pracowników. Od XV wieku Polska gospodarka miała charakter krańcowo ekstensywny – systematycznie pogarszały się plony, dlatego dla maksymalizacji zysków konieczne było zwiększanie ilości nakładów.

Sowa – opierają się na liczbach – pokazuje że wbrew obiegowym opiniom Polska nie stanowiła „spichlerza Europy”. Zboża pochodzące z terenu Polski były niskiej jakości (z jednego kłosa zbierano 3-4 ziarna, podczas gdy w Holandii – 10-12 ziaren). W efekcie coraz większa koncentracja na produkcji zboża skutkowała brakiem możliwości rozwoju intensywnej hodowli. A ten czynnik uważa się obecnie za kluczowy element inicjujący rewolucję przemysłową – ludzie przenoszący się do miast muszą jeść bardziej efektywnie. W Polsce to nie nastąpiło, szlachta blokowała bowiem rozwój miast, nie chcąc podzielić się swoją władzą. Proces ten rozpoczął się tuż po wojnie trzynastoletniej (1454-1466), a jego domknięciem było zhołdowanie Prus (zamiast inkorporacji). Jeśli zdarzyło się Wam zastanawiać, dlaczego z mapy nie zniknęły Prusy, to teraz wiadomo. Główny powód nie był zewnętrzny, a wewnętrzny – obawy szlachty przed włączeniem do Polski nowoczesnej i niezależnej ludności miejskiej z Prus. Dostęp do Gdańska wystarczał do prowadzenia (całkowicie krótkowzrocznej) polityki handlu zbożem.

Co z tego wynika?

Jan Sowa napisał krytyczną historię Polski i polskości na przestrzeni 300 lat. Historia ta skutkująca peryferyjnym i post-kolonialnym charakterem polskości pokazuje mentalnościowe ramy, w których dzisiaj funkcjonujemy. Ramy, które są jednocześnie (na najwyższym poziomie) ograniczeniami projektowymi, z którymi najczęściej stykamy się podczas codziennych aktywności projektowych.

Ten wniosek jest – przynajmniej dla mnie – dość przerażający. Jeszcze niedawno miałem wrażenie, że problem niskiego zaufania społecznego jest wynikiem postkomunistycznej mentalności (charakterystycznej dla krajów bloku radzieckiego). Problem jest jednak znacznie głębszy i jest skutkiem kilkusetletniej praktyki zawłaszczania całego państwa przez uprzywilejowaną grupę oraz upadlania grup innych. Co więcej, dziedzictwo szlacheckiej Rzeczpospolitej nadal przedstawiane jest w sposób atrakcyjny kulturowo, wciąż kreowany mit Kresów jako głównej idei polskości. Jeśli połączyć to dodatkowo z wiejski rodowodem większości obecnej ludności miejskiej, nadzieje na zmianę tej narracji w dającej się przewidzieć przyszłości są minimalne.

Sowa podkreśla, że problem peryferyjności dotyczy nie tylko Polski, ale także innych krajów Europy Środkowej. W podobnej sytuacji znalazły się także Czechy i Węgry. Co ciekawe, peryferyjności udało się uniknąć Brandenburgii i Prusom oraz Szwecji, mimo że początkowo oba kraje spełniały wszystkie warunki podążenia tą drogą. Były jednak w stanie wejść na ścieżkę naprawy i szybko się zmodernizować. Polska – mimo wyraźnych sygnałów – nie chciała zdobyć się na ten wysiłek. Nie jest więc tak, że los nasz jest zdeterminowany.

Zamiast podsumowania

Powiedzmy sobie jasno: jestem całkowicie uwiedziony przez Sowę i jego Fantomowe ciało króla. Stanowi ono dla mnie brakujące ogniwo w zrozumieniu istoty zapóźnienia cywilizacyjnego Polski z jednej strony, oraz kolonialnego charakteru polityki wschodniej. Szczególnie ten drugi element – wraz z pogardą okazywaną mieszkańcom tamtych krajów – stanowi o mentalnej i moralniej niedojrzałości polskości.

Co więcej, sam siebie takim znalazłem… jakież to smutne… Pisząc o Bukareszcie, pisałem tak (jeszcze kilka miesięcy temu):

Bo czyż nie uznać za fascynujący chichot historii fakt, że nowoczesność trafiła do Rumunii wraz carskim wojskiem i że Rosjanie byli tam jeśli nie motorami postępu, to z pewnością sporo wnieśli od siebie.

Wstyd, wstyd, hańba, wstyd… Jedyne pocieszenie, to że w końcu sam to zauważyłem. Sam, ale dzięki lekturze Fantomowego ciała.

Czytając Fantomowe ciało króla odkrywa się niesamowicie smutną prawdę – że nowoczesność (ówczesną) przynieśli nam zaborcy, bo nie byliśmy w stanie zrobić tego sami. Uwłaszczenie chłopów to przecież za zaborów. Z problemem tym nie poradziła sobie także (tak wielbiona) II Rzeczpospolita. Rosjanie pomogli w 1944… Gdyby nie byłoby to tak bardzo smutne, to byłoby nawet zabawne…

Disklajmer

Tę książkę czyta się bardzo nierówno. Z jednej strony jest fascynująca część ekonomiczna i historyczna (nie trzeba być ekspertem, żeby to czytać – wystarczy poziom licealny), z drugi jest dużo Lacanowskiej analizy, która jest (dla laików) jakąś masakrą. Tym naprawdę można zabijać. Ale bardzo, bardzo warto! Dla mnie lektura Fantomowego ciała to klasyczne katharsis oraz doświadczenie zmieniające sposób rozumienia świata. Czytajcie Sowę! Tym bardziej, że tutaj opisałem tylko kilka obserwacji i wybranych fragmentów, a całościowy obraz jest znacznie pełniejszy i jeszcze bardziej zniewalający.

Tymczasem mogę obiecać jedno: Fantomowe ciało króla powróci!

***

Z poziomu bardziej światowo-kontynentalnego, zdecydowanie warto też przeczytać wspaniałą Kulturę materialną, gospodarkę i kapitalizm – trzytomowe dzieło Fernanda Braudela o gospodarczej historii Europy i świata. No i pisałem też także o nowoczesności Szwecji oraz o tym, jak Niemcom udało się wschodnioeuropejskie zapóźnienie przezwyciężyć.

***

W sieci znajdziecie mnóstwo opinii mieszających tę książkę z błotem i wyśmiewających jej tezy. Mnie one akurat nie ruszały, bo to co pokazuje Sowa (niestety) przemawia do mnie znacznie bardziej niż narodowe wycieczki pod jego adresem. Zaznaczam to, bo wydaje mi się, że powinienem.

8 Comments

  1. Generał Starynkiewicz – u Łazarewicza przeczytałam kilka ciekawostek o jego wkładzie w cywilizowanie Warszawy. Leżę w łożku jakieś 100 km od „6 pięter luksusu”, ale to sobie sam sprawdzisz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *