Spędziłem ostatnio 2 dni prowadząc szkolenie (wewnątrz organizacji) z design thinking. Poszło całkiem nieźle – grupa nie dość że bardzo fajnie pracowała, to załapała przesłanie i (chyba) chwyciła to co chciałem przekazać. To co także mnie cieszy, to że mam już zaplanowane kolejne szkolenie (w pełnym składzie), a wszystko wskazuje na to, że chętna jest jeszcze co najmniej jedna grupa. Czyli druga połowa roku będzie intensywna (tzn. zawsze bywa, ale teraz będzie jeszcze bardziej).
Prowadzenie szkoleń jest dla mnie działaniem, które bardzo lubię i doceniam. Pozornie może się wydawać, że nie ma w tym nic specjalnego – ot, trochę czasu poświęconego innym osobom. Abstrahując od etycznej wartości dzielenia się wiedzą (chociaż są z pewnością osoby, które uznają że nie ma to nic wspólnego z etyką, a raczej z naiwnością prowadzącego, który przekazuje swój know-how innym), aktualne pozostają aspekty użytecznościowe. W moim przypadku są nimi: (a) dopracowanie sposobu interesującego przekazywania wiedzy na temat DT, (b) przekonanie osoby w organizacji do stosowania design thinking w codziennej pracy.
Jeśli chodzi o dopracowanie sposobu uczenia, to zauważyłem ciekawą rzecz, pozornie niezwiązaną z design thinking – otóż bardzo często zdarza mi się tłumaczyć reguły gier planszowych. Tak się jakoś składa, że to ja jestem osobą czytającą instrukcję i później tłumacząca grę. Z czasem zauważyłem, że zmienia mi się sposób opowiadania o grach i tłumaczenia reguł. To co kiedyś zajmowało mi 40 minut, teraz potrafię zrobić w 20 i to znacznie lepiej. I nie znaczy to, że mówię szybciej 😉 Po prostu z czasem wypracowuję lepsze schematy przekazywania informacji, lepiej też orientuję się co do potrzeb współgraczy i dostarczam im to, czego faktycznie potrzebują. Szkolenie czy prezentacja na temat design thinking czy user experience jest dla mnie zawsze możliwością świeżego spojrzenia na to, czego i jak uczę oraz ewentualnych modyfikacji procesu.
Drugi aspekt, czyli popularyzacja DT też ma dla mnie duże znaczenie. Akurat wyników tego działania nie zbieram od razu, ale prędzej czy później trafiają do mnie w postaci akceptacji frameworków projektów stworzonych w oparciu o design thinking. Przy okazji różnych projektów okazuje się potem, że jestem zaskakiwany jakością wsparcia otrzymywanego ze strony uczestników. To bardzo motywujące do dalszej pracy.
Bardzo cieszę się, że udało się to ostatnie szkolenie, dlatego że miało ono dość eksperymentalną formułę (o czym szkolonych uprzedziłem).
- Po raz pierwszy zrobiłem szkolenie nie wykorzystując w żadnym momencie komputera i rzutnika. Całość była kompletnie analogowa: flipchart i rysunki (no i post-ity 😉 Nigdy nie spodziewałbym się, że będę zdolny do czegoś takiego – jakoś tak się układało, że mogło nie być różnych rzeczy, ale musiała być prezentacja. Tym razem obyło się bez niej 🙂 Z drugiej strony to jednak nie wiem, czy eliminacja prezentacji nie wpłynęła na jakość odbioru.
- Po raz pierwszy całkowicie odpuściłem część teoretyczną – framework (w dwóch ujęciach: „kołowym” oraz „czterech pytań„) przedstawiłem na samym końcu szkolenia, bardziej jako strukturę ułatwiającą zapamiętanie tego co pojawiło się w trakcie, niż jako konieczny do zrozumienia całości element.
- Po raz pierwszy zamiast serii luźno ze sobą powiązanych prezentacji/ćwiczeń przeprowadziłem uczestników przez cały proces. Zależało mi, żeby zrozumieli jego podstawowe założenia i zapamiętali stosowane techniki.
- Po raz pierwszy też pracowaliśmy nie na danych przypadkowych ale na bardzo konkretnych danych firmowych. Mówiąc wprost – rozwiązywaliśmy konkretne problemy organizacji. Szczególnie ten element szkolenia był dla mnie istotny, bo zależy mi nie tylko na budowaniu kompetencji w ludziach, ale też na przećwiczeniu koncepcji szkolenia, jako narzędzia wspierającego rozwój organizacji. To że na poziomie operacyjnym udało się to zrealizować, cieszy mnie ogromnie. Teraz czeka mnie przepracowanie wyników (już z ekspertami z konkretnego obszaru) i weryfikacja, na ile jesteśmy w stanie je wdrożyć.
Finalnie oceniam te 2 dni bardzo pozytywnie i cieszę się na kolejne szkolenia. Już teraz muszę zaczynać szukać konkretnego procesu na kolejne. Coraz bardziej kusi mnie też rezygnacja z prowadzenia szkolenia o UX i zmigrowanie go na szkolenie z design thinking. Zakres tematyczny prawie ten sam, a cały flow – znacznie ciekawszy.