Zgodnie z obietnicą z poprzedniego wpisu, chciałbym przedstawić opis rozwiązania zaprojektowanego dla mnie przez koleżankę z grupy (wkrótce poświęcę jej cały wpis, bo zrobiła fantastyczny dyplom!). Dla przypomnienia: zaprojektowany miał zostać probe, którego zadaniem miało być stymulowanie mnie do regularnego pisania bloga. Co ważne, zaprojektowane miało być rozwiązanie, które nie miało być rozwiązaniem mojego problemu, ale miało sprawić, że nie-pisanie bloga będę odczuwał jako swego rodzaju dyskomfort.
Opis problemu: nie piszę bloga regularnie, głównie dlatego że czas poświęcany na jego pisanie spędzam z synem (9 lat). Ponieważ Młody zaczyna bawić się w modelarstwo i jest na początku drogi, wymaga nieustannego nadzoru (czy dobrze czyta instrukcję, czy dobrze skleja, jak rozmieszać farby, malowanie aerografem itp.). Ponieważ czas na robienie modeli ma głównie wieczorem, więc zamiast poświęcać czas na pisanie (a wcześniej – na przygotowywanie się do pisania), poświęcam go na wspólne składanie. Co więcej, z racji tego że nie piszę odczuwam dyskomfort (wiem, że powinienem bo się wtedy zawodowo rozwijam), z racji tego że spędzam czas z dzieckiem – nie. Na dodatek sam zacząłem znowu pracę przy modelach, więc jest kompletna mogiła.
Opis koncepcji: punktem wyjścia było założenie, że blog nie powinien odciągać mnie od rodziny, bo jest ona wartością cenniejszą niż pisanie. Blog w jakiś sposób powinien zostać „wkomponowany” w życie rodzinne. Idealną sytuacją byłoby, gdyby Młody pracował przy modelach, a ja w tym czasie – pisałbym bloga. Ponieważ może być to dla nas trudne, powinniśmy notować własne postępy w realizacji zobowiązań i wspierać się w realizacji celu. Rodzina funkcjonuje jednak jako całość, więc rozwiązanie docelowe powinno uwzględniać całą rodzinę, a nie tylko Młodego i mnie (czyli jeszcze Ulę i Młodą). Ponieważ jednak ja mam mieć obowiązki, to inni też powinni mieć obowiązki (a nie tylko sklejanie modeli). Finalny pomysł obejmował więc rodzaj interaktywnej tablicy, monitorującej postępy w osiąganiu celów. Jeżeli wszyscy osiągną swoje cele, cała rodzina odbiera wcześniej uzgodnioną nagrodę. Prototyp wyglądał tak:
Opis zaprojektowanego rozwiązania: projekt to tablica interaktywna, w której interakcją jest wstrzykiwanie odpowiednich płynów do centralnego zbiornika. Każdy z domowników ma własną strzykawkę napełnioną płynem w ulubionym kolorze (Młody – zielony, Młoda – fioletowy, Ula – żółty, ja – czarny). Strzykawki są jednakowej objętości, ale wyskalowane są w różny sposób. Jedna strzykawka to pomiar aktywności na cały tydzień. Aktywności są następujące: Młody (nauka matematyki, 5 razy w tygodniu), Młoda (nauka angielskiego, 5 razy w tygodniu), Ula (gimnastyka, 3 razy w tygodniu), ja (pisanie bloga, 3 razy w tygodniu). Każdy z uczestników po zrealizowaniu swojego codziennego zadania wyciska swoją „dawkę” płynu do zbiornika. Ponieważ płyny mają rożną gęstość, w naturalny sposób nastąpi proces rozwarstwiania się i w magiczny sposób powstanie rodzaj kolorowego przekładańca.
Kontekst: z projektem pojawiłem się w domu 19.12.2013 po firmowym evencie świątecznym 🙂 Cel projektu został przedstawiony rodzinie w dniu następnym. Niestety, jako ostatni frajer nie zrobiłem zdjęcia zaraz po przyjściu do domu. Poniżej prezentuje zdjęcie już po użyciu.
Pozytywne uwagi do projektu:
- Dzieci są nadal zainteresowane i regularnie podchodzą do probe rozmawiając na jego temat
- Po zrobionej lekcji, Młoda pyta mnie czy możemy zrobić więcej i od razu strzelić 2 razy
- Probe wzbudza duże zainteresowanie bo fajnie wygląda
- Dzieci są bardzo zainteresowane i nie mogą doczekać się korzystania z niego
- Młoda budzi mnie o 7 rano w sobotę (przed Świętami), żeby zrobić angielski. Kurna!!!
- Nie napisałem ani jednej notki blogowej
Zauważone niedoskonałości:
- Probe jest bardzo niewygodny w noszeniu – trzeba go nosić jedną ręką, bo ze względu na wielkość nie da się go wziąć pod pachę.
- Na skutek wstrząsów w transporcie częściowo wylała mi się zawartość jednej ze strzykawek
- Bardzo trudno jest wycisnąć odpowiednią ilość ze strzykawki – ilości płynu są małe i wyciśnięcie jednej porcji wymaga dużego wyczucia
- Tłok w strzykawkach ma tendencje do „zasychania” – ruszenie go z pozycji dnia poprzedniego wymaga mocnego przyciśnięcia, co z kolei jest trudne jeśli wziąć pod uwagę oczekiwaną precyzję
- Wyciskany płyn ma tendencję do zatrzymywania się w rurkach o dość dużej średnicy – w przypadku małych porcji płynu, zdarza się, że zupełnie on nie dolatuje go zbiornika. Dzieciaki są zawiedzione
- Probe jest duży i nie bardzo jest go gdzie postawić. Jest opcja zawieszenia, ale nie będę wiercił pod niego kołka, a na gwoździu raczej nie powisi. Na dodatek musi stać stosunkowo nisko, żeby dzieci mogły z niego korzystać
- Ula ciągle pyta mnie, kiedy to gdzieś schowam – ma obawy, że całość się rozleje
- Dzieciory w trakcie zabawy wyciągnęły tłoczek i cala zawartość strzykawki Uli spłynęła do zbiornika
- Dzieci codziennie obserwują płyny i czekają na ich rozwarstwienie. Niestety nic takiego nie następuje, całość wygląda jak woda w kałuży z błotem
- Młody ma za małe dłonie do obsługi strzykawek – nie jest w stanie normalnie skorzystać z tłoka i uchwytów
- Płyny się kończą, a nie mam kiedy wybrać się po dolewki. Niektóre z nich mam (bo są powszechnie dostępne), ale nie wszystkie
- Po ponad tygodniu nastąpiło rozwarstwienie płynów, ale na zasadzie „czysta woda u góry, błoto na dole”
- Ula nie ćwiczyła ani razu
- Nie uzgodniliśmy żadnej wspólnej nagrody
Wbrew pozorom (dużo czerwonego), oceniam projekt bardzo pozytywnie, ponieważ ZADZIAŁAŁ. Bloga piszę, chociaż trudno powiedzieć, na ile sprawił to ten projekt (był robiony dla mnie jeszcze jeden probe, który przedstawię wkrótce), faktem jest jednak, że wpisy się pojawiają 🙂 To co jednak doceniam szczególnie, to duży potencjał pomysłu odnośnie stymulowania dzieci (co jest dla mnie chyba ważniejsze), dający też możliwość miękkiego przekazywanie wiadomości z fizyki i chemii. To co nie zadziałało, to kwestie czysto funkcjonalne i użytecznościowe, które mogą być wyeliminowane w kilku iteracjach. Warto też nadmienić, że w programie studiów do tej pory studenci nie mieli zajęć z niczego co podpadałoby pod UCD. Słabe (jeśli chodzi o system kształcenia), ale prawdziwe…
Główny przekaz projektowy jest taki, że projekt można sensownie ocenić dopiero po jakimś czasie. Nasze opinie i doświadczenia na początku są zupełnie inne, a po tym jak rzecz/usługa stanie się częścią naszego życia, okazuje się, że może rozwiązywać zupełnie inne problemy (nawet ważniejsze) niż sądziliśmy na początku.
5 Comments